Przeczytane: Stanisław Lem - „Solaris" (1961) - Wydawnictwo Cyfrant



Przez długi czas bałem się podchodzić do do tej książki, ale w końcu nadszedł ten czas. „Solaris" jest najbardziej znaną powieścią Stanisława Lema, która uchodzi za jego najlepszą powieść i jedną z najlepszych powieści hard science-fiction w historii. Została ona przetłumaczona na ponad 40 języków. Tutaj nawet nie będę bawił się w dogłębne analizy i interpretacje tego utworu, bo to przerasta moje umiejętności intelektualne. Z tego co pamiętam, to w książce wywiadzie rzece napisanej wspólnie z panem Stanisławem Beresiem, Stanisław Lem mówił, że z interpretacją tej książki może każdy mieć problem, nawet najtęższe umysły. Uważam, że „Solaris" jest jedną z najpoważniejszych i chyba najbardziej dojrzałych powieści Stanisława Lema, które przeczytałem do tej pory. Pierwotnie „Solaris" było pisane od czerwca 1959 do czerwca 1960 roku podczas pobytu autora książki w Zakopanem. Książka ta ukazała się w roku 1961 dzięki Wydawnictwu Ministerstwa Obrony Narodowej. „Solaris" ciężko jest zaliczyć do jednego gatunku, bo miesza trochę horroru (zwłaszcza na początku), romansu, hard science-fiction z większym naciskiem na science i dramatu psychologicznego. Niewątpliwie nie jest to łatwa książka w odbiorze, choć czyta się ją świetnie. Podobno twórcy gry komputerowej „Dead Space" się inspirowali tą powieścią i wcale bym się nie zdziwił jak twórcy chociażby „Silent Hilla 2" z 2001 roku czy John Carpenter tworząc „The Thing" z 1982 roku także się inspirowali tą książką. Ponadto trzykrotnie była ona ekranizowana. Dwie ekranizacje powstały w Związku Radzieckim. Jedna ekranizacja telewizyjna powstała w 1968 roku w reżyserii Borisa Nirenburga, a druga ta bardziej znana pochodzi z roku 1972, a jej reżyserem był Andriej Tarkowski, czyli późniejszy reżyser „Stalkera" z roku 1979. W 2002 roku powstała hollywoodzka adaptacja wyprodukowana przez Jamesa Camerona i wyreżyserowana przez Stevena Soderbergha z Georgem Clooney'em w roli głównej. Stanisław Lem nigdy nie był miłośnikiem ekranizacji „Solaris", zwłaszcza wersji Andrieja Tarkowskiego z 1972 roku i zarzucał mu, że zrobił z tego bardziej „Zbrodnię i karę" Fiodora Dostojewskiego. Podobno nigdy nie obejrzał adaptacji Andrieja Tarkowskiego do końca. Oprócz tego powstało sporo spektakli teatralnych, słuchowisk radiowych, czy nawet opera.



Ja „Solaris" kupiłem sobie w formie elektronicznej nieco ponad rok temu w serwisie Woblink za około 15 złotych. Książkę tą przeczytałem jakoś chyba w czerwcu 2025 roku, ale dopiero teraz po około trzech miesiącach piszę tą pseudo recenzję. Wydanie kupione na Woblinku zostało wydane przez Wydawnictwo Cyfrant w roku 2019. Jest to wydanie drugie poprawione. Wydanie elektroniczne składa się z 267 stron i zostało podzielone na 14 rozdziałów. Projektem okładki zajęła się pani Anna Maria Suchodolska, a autorem zdjęcia Stanisława Lema na okładce książki jest pan Czesław Czapliński. Na pewno kupię sobie edycję fizyczną tej książki, to jest jest pewne jak w banku. Tę powieść trzeba mieć na półce.




Fabuła 


Narracja w książce jest pierwszoosobowa i przedstawiona w czasie przeszłym, więc wiemy, że główny bohater książki wspomina całą historię. Tylko, że zakończenie powieści ma charakter otwarty.

Akcja powieści rozgrywa się w odległej nieokreślonej przyszłości na orbicie tytułowej planety Solaris, którą od wielu dziesięcioleci badali ludzie, a nawet powstała osobna dziedzina nauki poświęcona tylko tej planecie. Głównym bohaterem powieści jest psycholog Kris Kelvin, który przybywa na stację kosmiczną krążącą nad planetą Solaris. Planeta ta jest dziwna w swojej budowie, ponieważ jest wielokrotnie większa od naszej Ziemi i pokrywa ją ocean z cytoplazmy, która zdaje się być żywym i inteligentnym bytem, który wykracza ponad granice poznania ludzkiego umysłu. Od wielu lat ludzie starali się nawiązać kontakt z tą plazmatyczną powłoką, lecz nieskutecznie. Wielu ludzi zginęło podczas próby eksploracji tej planety. Solaris znajduje się w rzadkim układzie dwóch gwiazd, wokół których krąży ta planeta. Jedno Słońce jest niebieskie, a drugie jest czerwonym karłem. Nie wiadomo jak daleko znajduje się ta planeta od Ziemi, ale zdaje się bliżej od Proximy Centauri, gdyż podróż tutaj zajęła głównemu bohaterowi 1,5 roku, a sygnał radiowy leci stąd na Ziemię kilka miesięcy. Chyba, że Ziemianie odkryli prędkość nadświetlną. Najbliższa Słońcu gwiazda, Proxima Centauri leży około 4 lata świetlne od nas. Ale dobra, nieważne. Niestety kilkanaście godzin przed wylądowaniem Kelvina na stacji badawczej, popełnił samobójstwo dotychczasowy jej dowódca Gibarian, który zaprosił naszego bohatera na Solaris. Oprócz Kelvina na stacji badawczej znajduje się jeszcze dwóch naukowców: Snaut i fizyk Sartorius. Kelvina wita na stacji ten pierwszy, a drugi odcina się od świata zewnętrznego i zamyka się w swoim laboratorium. Po przybyciu na stację kosmiczną Snaut wita Kelvina, zaznajamia go ze stacją i od razu go ostrzega przed „przybyszami". Snaut wydaje się być lekko zdenerwowany i trochę odchodzący od zmysłów, ale ostrzega Kelvina, że cokolwiek by się nie wydarzyło, jest ich tylko trzech na stacji. Jakby widział kogoś innego, to żeby nie wpuszczał tej osoby za wszelką cenę do swojej kajuty, ani nie wchodził z nią w żadne interakcje, a tym bardziej jej nie denerwował. Kelvin początkowo nie wie o co chodzi, ale już chyba pierwszej nocy się dowiaduje. Otóż stację badawczą nawiedzają dziwne istoty, które są wiernymi kopiami ludzi. Pierwszy raz czytając tę powieść miałem wrażenie, że jest to jakiś horror, myślałem że to jakieś zjawy, duchy i że stacja jest nawiedzona. Pierwszej nocy Kelvin widzi jakąś czarnoskórą kobietę, która idzie nago korytarzem spod prysznica chyba do kostnicy tam gdzie leżało ciało Gibariana, jak dobrze pamiętam, i tam się kładzie na stole. Nazajutrz Kelvin opowiada Snautowi, co albo kogo widział w nocy na korytarzu. Następnej nocy Kelvina odwiedza... jego była żona Harey, która prawie dziesięć lat wcześniej popełniła samobójstwo. Główny bohater na początku nie chce uwierzyć w to, że to jest jego była żona i że ona jest tutaj. Orientuje się, że jest to jej kopia, ale nie jest to ona.Kelvin za pomocą podstępu zwabia swoją domniemaną żonę do kapsuły ewakuacyjnej i wystrzeliwuje ją w przestrzeń kosmiczną. Następnego dnia Kelvin opowiada Snautowi co przeżył w nocy, ale Snaut uświadamia go, że to nic nie da, że ona wróci, że oni zawsze wracają, tylko że nie będzie nic z tego pamiętała. Tak jakby się zrespawnowała. Nie wiadomo czym są te zjawy, bo nie są to duchy, ani halucynacje, gdyż Snaut i Sartorius też widzieli Harey i też wchodzili z nią w interakcje. Naukowcy przypuszczają, że związek z tymi dziwnymi zjawiskami musi mieć Solaris i pokrywająca ją żywa cytoplazma, tylko w jaki sposób. Czy ona karmi się największymi traumami astronautów i je ucieleśnia niczym klaun Pennywise z powieści „To" Stephena Kinga, a może właśnie w taki sposób nieznana planeta próbuje się skontaktować z naszymi bohaterami. Z biegiem czasu Kelvin ponownie zakochuje się w kopii swojej żony i pozwala jej zostać. Nawet snują plany aby razem wrócili na Ziemię, tylko że ta kopia Harey nie może opuścić Solaris, bo przestanie istnieć. Kobieta dowiaduje się kim a raczej czym jest, że jest stworzoną z neutrin (cząstka tysiące razy mniejsza od atomu) kopią zmarłej osoby, ale ona ma świadomość i uczucia i z tego powodu zaczyna być nieszczęśliwa. Więcej fabuły nie zdradzam, bo i tak już za dużo napisałem.


Jeśli chodzi o tę książkę, to nie będę się starał jej interpretować, bo jestem zbyt małym rozumkiem, by się tym zajmować. Ogólnie jest to książka o kontakcie Ziemian z obcą cywilizacją. Ale nie jest ona przedstawiona w sposób jak na hollywoodzkich filmach, że przylatują ogromne statki kosmiczne i rozwalają całe miasta jak w „Dniu niepodległości" z 1996 roku. Tutaj kontakt ogranicza się do istoty, która jest plazmatyczną planetą, a nie zielonymi ludzikami z rogami na głowie. Kontakt ten wychodzi poza granicę poznania ludzkiego umysłu, gdyż nie udało się nawiązać kontaktu z Solaris. A może planeta wysyła do nas cały czas sygnały, a my nie potrafimy ich odczytać. Może planeta potrafi czytać w myślach astronautów i wyjmować z umysłów ludzi ich największe traumy. Takim przykładem może być wygenerowana kopia Harey. Pozostali dwaj członkowie załogi też mieli swoich gości, ale książka się na nich nie skupia. U Snauta była to kobieta, być może żona, a u Sartoriusa było to dziecko, tylko oni nie chcieli pokazywać swoich gości. Też można tutaj dociekać czy rzeczywiście mieli oni gości, czy to był wytwór ich wyobraźni, a oni sami popadli w obłęd i paranoję. Chociaż goście nie byli wytworami wyobraźni. I kim do ciężkiej cholery była ta naga czarnoskóra kobieta, która kładła się w kostnicy obok Gibariana. Czy to był wytwór jego wyobraźni? Tutaj można snuć wiele teorii. Przede wszystkim należy się nagroda dla Stanisława Lema za stworzenie całego tego uniwersum wraz z historią eksploracji Solaris, całej historii odkrycia tej planety. W książce tej występuje osobna dziedzina nauki, która jest poświęcona tylko Solaris. Planetę tą odkryto na około 100 lat przed narodzinami Kelvina. W powieści tej występuje sporo fikcyjnych książek i opracowań naukowych sporządzonych przez fikcyjnych naukowców. Tutaj też przypomina mi się książka „Doskonała próżnia", którą też przeczytałem i której nie zdążyłem jeszcze zrecenzować, w której Stanisław Lem pisze recenzje książek, które są fikcyjne. Ponadto występuje tutaj sporo nagrań czy też zeznań świadków, którzy dawno temu byli na Solaris i którzy opowiadali, co widzieli na tej planecie. Początek powieści zaczyna się jak taki rasowy thriller czy horror, który trzyma czytelnika w napięciu. Na początku czuć taką... zgniłą atmosferę, od razu czuć, że coś jest nie tak. A początkowa rozmowa z pijanym Snautem, który coś chrzani o nietypowych gościach, aż podnosi adrenalinę. Tym bardziej, że Kelvin jest psychologiem i dopiero co przybył na stację, a już jeden członek załogi raczy go historyjkami o duchach czy zjawach. Możemy snuć takie przypuszczenia czy Snaut i Sartorius też są prawdziwi i czy nie są wybrykami wyobraźni Kelvina, ale na szczęście nie. Chociaż kto ich tam wie. Oczywiście też nie brakuje tutaj filozoficznych wywodów, z których słynie proza Stanisława Lema. Tutaj też Kelvin zastanawia się czy Solaris nie jest istotą boską, ale nie taką jaką znamy z Biblii, wszechmocną, wszechmogącą i wszechwiedzącą, tylko istotą boską we wczesnym stadium rozwoju. Dobra nieważne, nie będę się tutaj bawił w interpretację tego utworu. Przeczytajcie sami i wyróbcie swoje własne zdanie.


Przydałoby się coś napisać w podsumowaniu. „Solaris" uważam za jedną z najlepszych powieści Stanisława Lema, ale czy najlepszą? Jest dosyć dziwna i inna od pozostałych. Początek jest świetny i trzyma w napięciu, a później całe to napięcie się rozsypuje i książka przemienia się w romans i oczywiście filozoficzne teorie Stanisława Lema. Początek zaczyna się jak jakiś horror, jest ta aura tajemniczości, człowiek na początku nie wie, co tam się odwala na tej stacji badawczej i kim są „przybysze". Na początku myślałem, że są halucynacją wytwarzaną przez plazmatyczną Solaris i oddziałującą na umysły ludzi przebywających na stacji badawczej i poniekąd dobrze kombinowałam. Zgadza się to w połowie. Przybysze nie są halucynacją i widzą ich pozostali członkowie załogi, a także mogą z nimi wchodzić w interakcje. Ponadto przybysze mogą wchodzić w interakcje z przedmiotami będącymi na stanie stacji badawczej. Naprawdę powieść tą czytało mi się przyjemnie i z zapartym tchem. Ukończenie jej zajęło mi chyba dwa popołudnia i pewnie przeczytałbym ją w jeden dzień. Na początku wahałem się jaką dać ocenę tej powieści, ale dam jej ocenę 10/10, bo ma w sobie to coś. Mnie ta powieść wciągnęła do reszty i przeczytałem ją chyba w dwa popołudnia. 


Później w pracy słuchałem sobie audiobooka tej książki na Audiotece, a raczej słuchowisko, w którym głosu głównemu bohaterowi użyczał ten znany aktor... Jak on się nazywa, skleroza. Grał w tej nowszej wersji „Wesela" Wojciecha Smarzowskiego ojca panny młodej, albo głównego bohatera „Pod mocnym Aniołem", albo z Borysem Szycem w „Vinci". Altzheimer... nie, nie Altzheimer (Robert Więckiewicz - dzięki Google). Skleroza. Widzisz twarz aktora, słyszysz jego głos, a nie możesz sobie przypomnieć nazwiska. Ale wstyd. W tym słuchowisku głos drugiemu naukowcowi Snautowi użyczał chyba Henryk Talar, a zjawie jego ukochanej Harrey głosu użyczyła chyba Magdalena Cielecka. Jeśli pomyliłem nazwiska aktorów, to z góry przepraszam.

Popularne posty z tego bloga

Boulder Dash 40th Anniversary (2025) - BBG Entetainment

Luckyman (2025) - Atari XL/XE - Łukasz LukLab Labuda

El Cartero (2025) - Commodore 64 - Bonnette2020