Stanisław Grzesiuk - "Boso, ale w ostrogach" (1959, 2018) - Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Ze "zrecenzowaniem" tej książki będę miał spory problem i podejrzewam, że kilkukrotnie "zmięta kartka papieru poleci do kosza na śmieci". Bo cóż nowego można napisać (chyba) o najsłynniejszej książce Stanisława Grzesiuka, jak już wszystko o niej zostało napisane. Nie chcę się powtarzać, ale moja przygoda z książkami Stanisława Grzesiuka rozpoczęła się właśnie od tej lektury. Mniej więcej na przełomie lat 2007/2008 ktoś mi pożyczył "Boso, ale w ostrogach", to było to wydanie mniej więcej z okolic roku 1972. Było to wydanie z żółtą okładką i tym narysowanym człowiekiem grającym na bandżoli. W lekturę się wciągnąłem bardzo szybko i książkę pochłonąłem w dwa popołudnia. Już nie będę powtarzał tej historii, gdyż opisywałem ją dwukrotnie, przy okazji swoich przemyśleń na temat książki Bartosza Janiszewskiego "Grzesiuk. Król życia" oraz "Pięciu lat kacetu" autorstwa Stanisława Grzesiuka.
"Boso, ale w ostrogach" jest drugą książką napisaną przez Stanisława Grzesiuka, choć chronologicznie powinna być pierwszą. Pomysł na napisanie tej książki podsunęła Mirosława Karpińska jeszcze przed ukazaniem się "Pięciu lat kacetu". Początkowo Stanisław Grzesiuk się opierał. Prawie cztery miesiące po wydaniu "Pięciu lat kacetu", 25 sierpnia 1958 roku, Stanisław Grzesiuk podpisał umowę z wydawnictwem Książka i Wiedza na kolejną książkę. Jej tytuł roboczy brzmiał "Boso, ale w ostrogach" i tak zostało do końca. Według umowy wstępny tekst miał być złożony w wydawnictwie do 1 października 1958 roku, ale w tamtym czasie Stanisław Grzesiuk przebywał w sanatorium w Otwocku i tekst trafił do wydawnictwa z miesięcznym opóźnieniem. Pierwotnie premiera książki była planowana na kwiecień 1959 roku, ale niestety Cenzurze nie spodobał się wydźwięk tej książki. Że jak bohaterem może być przedwojenny łobuz wywodzący się z biedniejszych dzielnic Warszawy, że książka gloryfikuje łobuzerkę, chuligaństwo i półświatek. Taki obraz bohatera nie godzi się w socjalistycznej Polsce! Mirosława Karpińska próbowała interweniować, między innymi u pisarza Wojciecha Żukrowskiego, który napisał poręczenie dla książki Stanisława Grzesiuka, lecz to na niewiele się zdało. Cenzura nadal blokowała zielone światło dla premiery książki. Dopiero pomogła interwencja sióstr bliźniaczek Zofii i Ludwiki Woźnickich (prywatnie siostrzenice Wandy Wasilewskiej i przyjaciółki Jadwigi Kaczyńskiej, oraz chrzestne Jarosława i Lecha Kaczyńskich), które były autorytetami w Związku Literatów Polskich i książka ukazała się w lipcu 1959 roku. Jeszcze przed publikacją książki interweniowała rodzina Stanisława Grzesiuka o wykreślenie niektórych fragmentów. Stanisław Grzesiuk chciał aby książka trafiła do księgarń bez żadnych interwencji Cenzury, ale ostatecznie przystał na prośby rodziny i niektóre fragmenty wyciął z tekstu. Książka okazała się ogromnym sukcesem, podobnie jak "Pięć lat kacetu" i rozeszła się błyskawicznie i ludzie słali listy z prośbami dodruku.
Książkę tą kupiłem sobie na Woblink w wersji elektronicznej, gdyż już pisałem o wykładach ze strony rodziny o nowych kupowanych książkach. Dlatego też postanowiłem teraz kupować książki w wersji elektronicznej, chyba że takiej nie ma, to w wersji fizycznej. Niektóre książki można kupić albo w wersji papierowej, albo w postaci audiobooku. Słuchanie audiobooków nie wchodzi w grę, bo to nie rozwija jak czytanie. Nawet podobno czytanie ebooków nie rozwija jak czytanie normalnych książek. Nieocenzurowana wersja książki ukazała się w 2018 roku dzięki wydawnictwu Prószyński i S-ka. Wersja papierowa składa się z ponad 420 stron, natomiast wersja elektroniczna składa się z około 370 stron.
Tytuł książki "Boso, ale w ostrogach" stał się jednym z motto życiowych Stanisława Grzesiuka. Oznacza ono mniej więcej to, że można być biednym, słabiej wykształconym, pochodzić z niższych klas społecznych, przez co taka osoba może być traktowana jako "gorsza" przez tych "lepszych". Po prostu trzeba mieć swój honor, godność i nie dawać się tym "lepszym". Stanisław Grzesiuk stosował tę zasadę w swoim życiu, a przeważnie podczas pobytu w obozach koncentracyjnych, zwłaszcza w Gusen podczas końcówki wojny. Wymyślenie tego powiedzenia przypisuje się Stanisławowi Grzesiukowi, co nie jest prawdą. W książce Bartosza Janiszewskiego "Grzesiuk. Król życia" jest wyjaśniona geneza tego powiedzenia. Tam gdzieś na przełomie XVII i XVIII wieku miała się odbyć wolna elekcja (chyba to było podczas elekcji Augusta II Mocnego w 1697 roku). Jeden biedniejszy szlachcic upoważniony do udziału w wolnej elekcji udał na długą pieszą wędrówkę chyba spod Francji, gdyż nie posiadał konia. Podobno podczas tej wędrówki zdarł sobie buty, ale pozostały ostrogi symbolizujące stan szlachecki.
Akcja książki rozgrywa się w latach 30 XX wieku, rozpoczyna się mniej więcej w roku 1933 kiedy narrator opowieści - Kozak - ma piętnaście lat i kończy szkołę podstawową. Akcja książki kończy się na początku roku 1940, kiedy Stanisław Grzesiuk trafia do obozu koncentracyjnego w Dachau. Książka składa się z około trzydziestu rozdziałów i została podzielona na dwie części. Część pierwsza obejmuje wydarzenia przed wybuchem drugiej wojny światowej, natomiast część druga opowiada czas po wybuchu drugiej wojny światowej aż do zesłania do obozu. Na początku muszę przeprosić, gdyż pisząc notkę z recenzji książki Bartosza Janiszewskiego "Grzesiuk. Król życia" i biografii Stanisława Grzesiuka trochę przeinaczyłem historię z podartym zeszytem od matematyki. Troszkę inaczej to wyglądało. Książka ta jest wspomnieniem autora o przedwojennej Warszawie, a głównie tak zwanego "Dołu", jak nazywano Czerniaków i pobliskie dzielnice, takie jak Powiśle. Książka ta jest obrazem świata, który bezpowrotnie minął. Jest to świat warszawskiej biedoty wywodzącej się z robotniczych rodzin, jest to świat grupek dzieciaków zwanymi ferajnami. Książka ta pokazuje obyczaje i kodeks jakim kierowali się "chłopcy z ferajny". Po pierwsze nie wolno było kapować, ale wolno było się odegrać. Wszelkie spory załatwiano między sobą, a nie między całymi grupami. Nie bito słabszych, tylko silniejszych. To były takie główne zasady jakimi się kierowali "chłopcy z ferajny". Na dodatek Stanisław Grzesiuk stosował zasadę "Boso, ale w ostrogach". W książce nie brakuje bójek, chuligańskich wybryków, morza wypitej wódki. Powieść tą (bo chyba nie można tej książki traktować jako stuprocentową autobiografię, a raczej powieść autobiograficzną) czyta się niczym książkę gangsterską, kryminalną. Kiedy pierwszy raz czytałem tę książkę 15 lat temu, a zwłaszcza drugą część poświęconą wojnie, to przeżywałem to jak mecz piłkarski.
Co ja mogę napisać o tej książce. Spodobała mi się 15 lat temu w wersji ocenzurowanej i spodobała mi się jeszcze raz w wersji uzupełnionej. Podobnie jak w przypadku "Pięciu lat kacetu" czy "Na marginesie życia" wycięte wcześniej fragmenty tekstu wydrukowano pogrubioną czcionką, a tego w przypadku "Boso, ale w ostrogach" było bardzo dużo. Wcale się nie dziwię, że Cenzura nie chciała puścić tego tekstu. Dużo wyciętych fragmentów, może tyle nie szkaluje, ale mogło ośmieszać klasę robotniczą, co komunistom mogło się nie spodobać. Są też tutaj całe rozdziały, które pierwotnie nie znalazły się w tekście, a podobno Stanisław Grzesiuk planował dopisać nieopisane wcześniej historie, o których sobie przypomniał, w wydaniach rozszerzonych. Na przykład ostatni rozdział części pierwszej o przysposobieniu wojskowym został bardzo ocenzurowany w pierwotnej wersji. Jak już wcześniej pisałem, książkę tą się chłonie bardzo szybko. Ja ją przeczytałem w jeden dzień. "Boso, ale w ostrogach" jest napisane prostym językiem i czyta się to tak jakby się słuchało opowieści kumpla przy piwie. Ja też starałem sobie w myśli opowiadać to głosem Stanisława Grzesiuka, jakby siedział obok i opowiadał. Jednym przeszkadza taki wesoły styl narracji niepozbawiony przekleństw i wcale nie uważam, że Stanisław Grzesiuk nie potrafił pisać. Robił to bardzo dobrze, a zasób słownictwa miał na pewno większy niż dzisiejsza młodzież. Choć nie jest to literatura piękna, uważam, że jest to książka wybitna. Chociaż raz w życiu przeczytać trzeba.