Resident Evil 4 Remake (2023) - Capcom
https://www.playstation.com/pl-pl/games/resident-evil-4-remake/
Od premiery gry minął już miesiąc, a ja do tego tekstu zabieram się trzeci raz, bo nie wiem co i jak to napisać. Przynajmniej nikt mnie nie pogania, a nienawidzę pisać pod presją czasową. Prawdziwy artysta potrzebuje czasu. Ale w końcu tekst jest.
W piątek 24 marca 2023 roku ukazał się remake gry "Resident Evil 4" stworzonej i wydanej pierwotnie przez Capcom 11 stycznia 2005 roku na Gamecube'a. Serii "Resident Evil" nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Jest to seria platformówek przeznaczonych raczej dla młodszych graczy, których głównym bohaterem jest włoski hydraulik, a twórcą jest japońskie Ninte... A nie, przepraszam, to nie ta seria. Pomyliły mi się notatki. Pierwotnie "Resident Evil 4" miał być exclusivem na konsolę Nintendo GameCube, ale chyba coś poszło nie tak (pewnie słupki w Excelu się nie zgadzały). Nawet Shinji Mikami zastrzegał się, że jak gra pojawi się na inne platformy, to popełni harakiri. Jakoś średnio mu to wyszło. Ale chociaż odszedł z Capcomu. Pod koniec 2005 roku gra pojawiła się na PlayStation 2, a w styczniu 2007 roku pojawił się port na komputery PC, którego wydaniem zajął się Ubisoft. Przez wielu oryginał "Resident Evil 4" uznawany jest za najlepszą część serii. Gra odeszła z prerenderowanych teł i przeszła w pełen trójwymiar, chociaż przedsmak tego mieliśmy już pokazany w "Resident Evil Code: Veronica", gdzie tła nie były już prerenderowane, a niektóre sekcje były ukazane w pełnym trójwymiarze. Ja niestety od oryginalnej części czwartej się odbiłem, niczym piłeczka kauczukowa od ściany ze względu na toporne sterowanie. Pisze to gość, który zęby zjadł na starej trylogii "Residentów" i jej czołgowemu sterowaniu. W grze nadal nie można było chodzić i strzelać jednocześnie, a wersja na PC nie obsługiwała myszki. Wszystko trzeba było robić z klawiatury. Gdzieś słyszałem, że feature równoczesnego strzelania i chodzenia wprowadzono dopiero w "Resident Evil 6" w 2013 roku. Mam gdzieś w domu oryginalną wersję pudełkową gry w wersji na PC, która ukazała się w 2007 roku i chętnie bym ją rozbił o ścianę jak płytę z "Pro Evolution Soccer 2014" od Konami. Później też próbowałem zagrać w wersję zremasterowaną "Resident Evil 4" na PS4, ale też szybko się odbiłem od tej gry ze względu na to sterowanie. Nawet na DualShocku na PS4 nie dało się w to grać. Prawy trigger zamiast ruszać kamerą, to nie pamiętam co on robił. Próbowałem rozpocząć grę na poziomie łatwym, aby zapoznać się z rozgrywką i po kilku śmierciach w końcu udało mi się dotrzeć do tej cut-scenki, gdzie Leon wypowiada kultowe hasło o Bingo i wlatuje tytuł "Resident Evil 4". Na tym momencie zakończyła się moja przygoda z "nową" trylogią, po prostu nie chciałem się niepotrzebnie wku... denerwować. I mówi to fan "starej" trylogii, gdzie jest czołgowe sterowanie. Od serii "Resident Evil" odbiłem się na długie lata, bo powróciłem do niej pod koniec 2016 roku, kiedy ukazało się demo "Resident Evil 7". Skoro jesteśmy przy demie. Około 2-3 tygodnie przed premierą pełnej wersji gry na Steamie Capcom udostępnił demo remake'u "Resident Evil 4" nazwane "Chainsaw Demo". Obejmuje ono cały prolog gry od pojazdu policyjnego, poprzez chatę myśliwego, walkę z wieśniakami póki nie zabrzmi kościelny dzwon, a kończąc na słynnym hasełku Leona o Bingo i napisie "Resident Evil 4". Nie powiem, demko było grywalne i nieco przypominało klimatem miks "Blair Witch", początek "Resident Evil 7" oraz początki "Resident Evil Village" w tej wiosce. Nie powiem, klimat był.
Akcja gry rozgrywa się jesienią 2004 roku, w 6 lat po wydarzeniach z pierwszej trylogii. Głównym bohaterem gry jest ponownie Leon S. Kennedy, który po przeżyciu koszmaru w Raccoon City odbył szkolenie wojskowe i dostał się do służb specjalnych. W tej grze otrzymał zadanie od samego prezydenta USA. Ma polecieć do Hiszpanii i odnaleźć jego zaginioną córkę - Ashley Graham, która została najprawdopodobniej porwana. Ostatnie tropy prowadzą w pobliże małej wioski koło pewnego jeziora. Już po przyjeździe na miejsce coś jest nie tak, krajobraz przypomina trochę miks Dulvey w Lujzjanie i Blair Witchowych klimatów. A wkrótce okazuje się, że tubylcy nie są przyjaźnie nastawieni wobec przyjezdnych, a wręcz są agresywni, czasem sprawiają wrażenie jakby byli w transie. A to dopiero początek koszmaru.
Swoje wrażenia będę opierał tylko o remake, w który grałem. Poza wstępem, który sam ograłem, gameplay'e z oryginalnej czwórki widziałem tylko na YouTube i mniej więcej wiem jak ta gra wygląda, ale to się nie liczy. Oglądanie gameplay'ów, a granie samemu to są dwie różne sprawy i nie ma takiej siły, która by mnie zmusiła do zagrania w oryginalną czwórkę. Nie chcę skończyć w Tworkach czy innej Choroszczy. Sama rozgrywka prawie trzyma się mocno oryginału. Capcom zadbał, aby oddać cześć oryginałowi i nie bezcześcić poprzedniej wersji gry. Zwiedzamy znane lokacje z oryginału, ale także parę nowych, a sama rozgrywka przypomina mi trochę "Resident Evil Village", tylko że tutaj obserwujemy wszystko z perspektywy trzeciej osoby, czyli zza pleców Leona. Z tego co wiem, to też dodano do "Resident Evil Village" patch dający perspektywę zza pleców Ethana. Odnoszę wrażenie, że Capcom chciał tutaj dać większy nacisk na otwarty świat i większą eksplorację (przynajmniej w czterech pierwszych rozdziałach gry) niż to było w przypadku "Village". Tam mogliśmy eksplorować i pobawić się w namiastkę "Indiany Jonesa" czy "Tomb Raidera". W remake'u "Resident Evil 4" mamy tego więcej i odnoszę wrażenie, że Capcom chciał tutaj wdrożyć doktrynę "bigger and better", ale czy to grze wyszło na dobre?
Grę udało mi się przejść w okolicach 20 godzin i zdobyłem ocenę B przy kilku zgonach. Próbowałem lizać wszystkie ściany i zdobyć wszystkie poukrywane skarby, łącznie w niedostępnych miejscach poprzez podsadzanie Lashley przez wyrwy w ścianach, ale nie zrobiłem gry na 100%, gdyż nie wiedziałem jak dotrzeć do niektórych skarbów. Nie miałem już na to ani siły ani ochoty, by na przykład się specjalnie wracać z Lashley do jednego miejsca (dom Sołtysa z końca drugiego rozdziału), które jest na drugim końcu wioski, by specjalnie sprawdzać co jest na strychu. Zwłaszcza, że inteligencja Lashley o wiele się nie poprawiła względem oryginału (no dobra, jest trochę lepsza, ale rewelacji nie ma) i czasem misje eskortowe mogą zirytować. Poszukiwanie skarbów i zboczenie z głównej linii fabularnej było fajnym smaczkiem w "Resident Evil Village", gdzie się przeszukiwało ruiny zamków lub jaskinie, ale tutaj Capcom chyba trochę przesadził. Miejscami gra chyba za bardzo zmienia się w "Indianę Jonesa" czy innego "Tomb Raidera".
Gra składa się z 16 rozdziałów, pierwsze 6 rozdziałów dzieje się we wiosce, kolejne 6 rozgrywa się w zamku Salazara i 4 ostatnie rozdziały na wyspie Lorda Saddlera. Do pewnego momentu możemy eksplorować wcześniej odwiedzone lokacje (np pierwsze 4 rozdziały we wiosce), ale przejście pewnej granicy zamyka powrót do odwiedzonych lokacji. Na przykład dzięki przejażdżce gondolą w tunelu miłości na zamku Salazara mogliśmy jeszcze wrócić do wcześniej odwiedzonej części zamku. Najdłużej chyba zajęło mi przejście rozdziału 9, bo prawie 3 godziny. To ten kiedy Leon jest nieprzytomny i musimy się skradać Lashley po ciemnych partiach zamku i unikać chodzących rycerskich zbroi. Tutaj parę razy zginąłem. Od razu mi się przypomniał etap z piwnicą domu Donny Beneviento w "Resident Evil Village", a zwłaszcza w dodatku "Shadow of Rose". Kto grał, ten wie o co chodzi. Najkrócej zajęło mi chyba przejście 11 rozdziału, gdzie musimy jeździć z Luisem wózkami po torowiskach w starej kopalni. Ten etap zajął mi chyba 43 minuty. Ukończenie gry odblokowuje Nową Grę Plus, gdzie zachowujemy cały dobytek z poprzedniej rozgrywki (oprócz kluczy) i możemy spróbować zagrać na poziomie trudnym. Już zaraz po prologu, jak uciekamy przez okno przed tubylcami, na tyłach chaty Myśliwego, jest już dostępny handlarz. Jakby tego było mało, gra odblokowuje czwarty, jeszcze trudniejszy poziom - Professional, w którym nie ma autosave'ów i grę się chyba zapisuje tak jak w starej trylogii "Residentów". Podejrzewam, że trzeba chyba znajdować tusze do zapisu gry, a być może będzie miał je handlarzyna na sprzedaż. Myślę, że fani trzech pierwszych odsłon i "Code Veronica" powinni być ukontentowani. Jeszcze tylko dodać "czołgowe" sterowanie oraz brak równoczesnego chodzenia i strzelania jak w oryginale... Dobra, zamknij się już.
Grając w remake "Resident Evil 4" bardzo dobrze się bawiłem, choć były niektóre etapy, że się bałem (etap skradany Lashley), a przy niektórych wręcz się denerwowałem. Głównie irytowały mnie etapy eskortowe, gdzie Illuminados pochwycali Lashley i trzeba było zaczynać od nowa. Nawet wydawanie poleceń Lashley aby trzymała się tuż za nami albo trochę dalej, niewiele zmieniało. Dużo krwi napsuły mi walki z niektórymi pół-bossami i bossami. Głównie z tym przerośniętym Ogrem na zamku, którego musieliśmy sprzątnąć z armaty. Ale zanim dotarłem do tej armaty i podniosłem ją windą na górę... Ale ogólnie bawiłem się dobrze. Capcom dobrze tutaj wyważył proporcje pomiędzy horrorem, "Call of Duty", "Tomb Raiderem" i z etapami zagadkowymi. Zagadki ogólnie nie były jakieś super trudne, ale niektóre były wymagające. Na przykład zagadka z witrażem, czy z tym trójwymiarowym obrazkiem Plagi w domu Sołtysa (nie wiem kto to wymyślił), czy z tymi czterema matrycami w drukarni znajdującej się na zamku Salazara. A tak przy reszcie zagadek nie miałem większych problemów. Nawet zagadka z czterema mieczami nie była trudna, a raczej to był test na inteligencję.
Grafiki nie będę recenzować, bo na technikaliach się nie znam i jestem laikiem w tej sprawie. Ja grałem na ustawieniach wysokich w rozdzielczości 1080p, bo na ultra mój RTX nie uciągnie, a i tak gra działała płynnie. Ja nie potrzebuję grać w 8K i w 256 klatkach na sekundę, żeby tylko zarzynać moją kartę graficzną. Jestem gościem, który wychował się na Commodore 64 i rozdzielczość 1080p (ludzkie oko nie odróżni od 4k) i 30 klatek mi wystarczą (długie granie w 60 FPS męczy moje oczy). Choć z tymi wymaganiami grafiki robi się absurdalnie, żeby taki "The Last of Us Part 1" na PC do sensownego działania wymagał RTX 40xx z przynajmniej 12 GB pamięci VRAM... Szarego Kowalskiego nie stać na taką kartę, a zmieniać komputer co 2 lata nie ma sensu. Wracając do grafiki w remake'u "Resident Evil 4". Ja jako wychowany gość na grach na Commodore 64 powiem, że grafika jest piękna i wszystko co wydane po 2015 roku jest ładne. Chociaż Capcom w swoich grach ma małe problemy z niektórymi teksturami, które są po prostu niewyraźne. Niektóre są świetne, a niektóre są wręcz niewyraźne. Nie wiem o co tu chodzi. To samo się tyczy "rozpikselowannych" włosów niektórych postaci, począwszy od Mii na początku "Resident Evil 7" z 2017 roku (co już wtedy raziło oczy), czy Leona w remake'u "Resident Evil 2" (choćby w cut scenkach na samym początku na posterunku policji). Na dodatek Capcom po cichu usunął ray-tracing w swoich najnowszych "Residentach".
Udźwiękowienie i muzyka w grze są świetne. Capcom już nas przyzwyczaił jakimiś stukami czy skrzypnięciami w tle, które wyostrzają nasze zmysły i wyobraźnię. W niektórych momentach, jak na przykład na zamku Salazara w starciu z Kultystami, muzyka jest creepy, taka wręcz horrorowa. Do dubbingu nie ma się co przyczepić. Leonowi użyczał głosu ten sam aktor co w remake'u "Resident Evil 2", tylko tutaj Leon jest bardziej wygadany i sypie średnio śmiesznymi docinkami. Oczywiście po premierze gry nie mogło się obyć bez afery, której negatywnymi bohaterami byli fanatyczni gracze, a raczej fanboy'e serii (nienawidzę wszelkiej maści fanboystwa). W tej grze jest inna aktorka głosowa, która użyczała głosu Adzie Wong niż w remake'u "Resident Evil 2", więc fanboy'e się zesrali i zaczęli grozić aktorce na jej mediach społecznościowych, czego skutkiem aktorka pousuwała swoje wpisy na profilach w społecznościówkach. Tą aktorką jest Lily Gao, która wystąpiła jako Ada Wong pod sam koniec filmu "Resident Evil: Witamy w Raccoon City" z 2021 roku. Podobną sytuację mieliśmy prawie trzy lata temu, kiedy to aktorce użyczającej twarzy Abby w "The Last of Us Part 2" zaczęto grozić śmiercią za to, co jej postać zrobiła, a chodzi o zamiłowanie do gry w golfa. Naprawdę trzeba być nieźle pierdolniętym żeby fabułę gierki mieszać z życiem realnym, czy przywiązywać się do aktora głosowego. To jest tylko program komputerowy, piksele! Fanboy'e to chyba najgorsza grupa graczy. Nie podoba im się głos nowej aktorki użyczany Adzie Wong, to trzeba dojechać tę aktorkę w życiu realnym. Swoją drogą jestem ciekaw czy jakieś nieprzyjemności spotkały Sashę Zotovą, aktorkę, która użyczała twarzy Jill Valentine w remake'u "Resident Evil 3". Wiadomo z jakiego kraju ona pochodzi. Nieważne.
W grze nie mogło zabraknąć kultowego zamaskowanego handlarza, którego pierwszy raz spotykamy na początku drugiego rozdziału zaraz po wyjściu z fabryki. W Nowej Grze Plus handlarz znajduje się już zaraz za chatą Myśliwego na samym początku gry. Pomieszczenie, w którym znajduje się handlarz oznaczone jest takimi charakterystycznymi purpurowymi płomieniami i przeważnie jest Save Roomem. Chociaż nie wiem po co są te Save Roomy, jak co chwilę jest autosave, żeby tylko gracz się nie zniechęcił do gry, jak nie daj Boże zginie. Ach ten sentyment do starych "Residentów". Handlarz mówi do nas tym charakterystycznym akcentem i takim kaleczonym angielskim ("łelkom strendża") tak jak w oryginale. Ale oczywiście fanboy'e też musieli się zesrać w komentarzach, bo nie użycza handlarzowi ten sam gość co w oryginale. Handlarz ma podobne funkcje jak Duke z "Resident Evil Village", więc nie chce mi się tego ponownie opisywać. Możemy u niego sprzedać i kupić lepszą broń, amunicję, nowe schematy do raftingu, apteczkę, ulepszyć statystyki broni, kupić kamizelkę kuloodporną, a także naprawić zepsuty nóż bojowy czy kamizelkę, które się zużywają. Jedyną różnicą jest to, że handlarz w części czwartej nie przygotowuje nam potraw podnoszących statystyki naszej postaci jak to było w "Village". Przeważnie wszystko można u niego kupić i sprzedać za Pesetas upuszczane przez zabitych wrogów lub znajdowane w skrzyniach, beczkach, wazonach, itd... W remake'u "Resident Evil 4", podobnie jak w "Resident Evil Village" możemy sprzedawać handlarzowi różnorodne skarby, za które możemy przytulić sporą ilość Pesetas. Działa to podobnie jak w "Resident Evil Village". Niektóre skarby możemy łączyć, ponieważ mają one umieszczone sloty na kamienie szlachetne, a skarbów jest kilka rodzajów. Kamienie szlachetne możemy znajdować w różnych kryjówkach, dlatego warto lizać w tej grze ściany. Kamienie szlachetne podzielone są na dwa rodzaje: owalne i prostokątne, które zaś dzielą się na kilka rodzajów: szafiry, rubiny, beryle i inne. Ponadto handlarz oferuje nam towar, którego nie da się zdobyć za Pesetas, a za różowe kamienie szlachetne Spinele. A żeby je zdobyć (czasami trafią się po drodze w skrytkach), musimy wykonywać zadania poboczne, na przykład: zabij 3 szczury w piwnicy, zestrzel 5 medalionów na danym obszarze i tym podobne. Zadania te głównie możemy zobaczyć na takich niebieskich kartkach przybitych do ścian czy tablic ogłoszeń. Gdy wykonamy dane zadanie, nawet jeśli nie uruchomimy go z kartki, to handlarz już wie, że je wykonaliśmy i daje nam Spinele. A za nie możemy kupić przeróżny towar: od nowej walizki, poprzez unikatowe ulepszenia do broni, żółte roślinki zwiększające maksymalne zdrowie, mapy skarbów na danym obszarze albo dla całej gry, skarby i kamienie szlachetne i wiele więcej innych rzeczy.
Ja osobiście zbieram 2 miliony Pesetas, aby kupić sobie bazukę z nieskończoną ilością rakiet.
Menu ekwipunku wygląda bardzo podobnie jak w "Resident Evil Village", czyli mamy taką walizkę, którą z czasem możemy sobie powiększyć. Chociaż pierwszy raz taka walizka była zastosowana w oryginalnym "Resident Evil 4". Podobnie jak w "Resident Evil Village" mamy osobny dział na skarby czy przedmioty kluczowe, by te nie zapychały głównego ekwipunku. Wiadomo, że walizka nie jest z kauczuku i z biegiem czasu miejsce w walizce się zapycha i lepiej od czasu do czasu zrobić sobie auto-sortowanie, aby nie bawić się w Tetris. Oczywiście u Handlarza co jakiś czas będziemy mogli sobie kupić rozszerzenie walizki (ekwipunku). W wersjach preorderowych można było kupić inne wzory walizek, które chyba nie dawały żadnych bonusów. Za to przywieszki do walizki w postaci breloczków dają bonusy. W remake'u "Resident Evil 4" możemy maksymalnie zawiesić na walizkę 3 breloczki, które dają różne bonusy naszej postaci. To jest taka namiastka obecnych gier RPG i drzewek perków. Breloczki te możemy sobie zdobyć na strzelnicach, które są chwilą oddechu od rozgrywki. Wejścia na strzelnicę znajdują się w windach, które są w niektórych Save Roomach. Po prostu strzelamy sobie na strzelnicach na czas, wykonując różne zadania i im więcej punktów zdobędziemy, tym dostaniemy lepszą ocenę, a co za tym idzie lepszy token. Tokeny dzielą się na złote i srebrne. Przy wejściu do windy znajduje się automat, podobny do tych z piłeczkami stojących w marketach, gdzie wrzucasz monetę i wylatuje piłka. Tutaj działa to podobnie, tylko musimy wrzucić 3 tokeny (możemy mieszać złote i srebrne) do maszyny i wylatuje nam breloczek z losowym bonusem (np. do obrażeń czy krytyków). Niestety w grze nie ma skrzynek w Save Roomach. Inaczej... Jak wejdziemy do maszyny do pisania aby zrobić Save gry, jest tam opcja schowka, gdzie możemy sobie przechować przedmioty. Ale to mnie rozwala, że broń lub apteczki możemy przechować, a amunicji już nie.
Mapa trochę przypomina tą z "Resident Evil Village" i jest całkiem przyjemna. Jedyne co mnie mierziło, to umieszczenie sekretów na mapie (np. niebieskich medalionów do zestrzelenia). W czasach PSX to byłoby nie do pomyślenia. Żeby znaleźć sekrety (np. w takim "Tomb Raider 2") trzeba było się nieźle natrudzić, a tu wszystko jest podane na tacy, aby Gracz czasem się nie znudził poszukiwaniami. Zwłaszcza, że te niebieskie medaliony nie są jakoś super poukrywane i ktoś, kto "liże" ściany, to je zauważy.
Podsumowując. Wielu fanów gry kłóci się ze sobą, który remake jest lepszy, czy remake "Resident Evil 2" z 2019 roku czy obecny remake "Resident Evil 4". Zdania co do tego remake'u są podzielone. Jedna grupa uważa, że remake "Resident Evil 2" był lepszy, natomiast druga grupa uważa, że remake "Resident Evil 4" jest lepszy. Ale są tacy, którzy nie pozostawia suchej nitki na remake'u czwórki i wolą oryginał. Ja osobiście nie mam zdania i uważam, że oba remake'i są świetne i stawiam je na równi. Chociaż może niewiele przechylając szalę wagi na korzyść remake'u "Resident Evil 2" (tak 52:48). Gdyby w remake'u "Resident Evil 4" nie było tyle eksplorowania i zabawy w "Indianę Jonesa", to byłoby OK. Może w Nowej Grze Plus i z nieskończoną wyrzutnią rakiet spróbuję zrobić wszystko na 100%. Ale tak czy inaczej odnowiona czwórka to świetna gra i obstawiam, że będzie brana pod uwagę na koniec roku w plebiscycie na najlepszą grę roku 2023. Choć sam niewiele gram w nowości (brak czasu i pieniędzy), to uważam (nie pierwszy raz), że "Resident Evil" będzie kandydatem na grę roku. Jak wcześniej napisałem, grając w remake "Resident Evil 4" bawiłem się bardzo dobrze, choć nie brakowało, etapów stricte horrorowych że się bałem, czy etapów gdzie się wręcz wku... denerwowałem (skradankowych i konwojowych), a także etapów "Tomb Raiderowych" czy "Call of Duty" pod koniec gry. Ale to jest standard w "Residentach". Capcom naprawdę wie jak zrobić grę dobrze i cały czas udoskonala swój RE Engine. Gra działała bardzo dobrze i jest dobrze zoptymalizowana. Podczas rozgrywki nie miałem ani jednego crashu, zawieszenia gry, wpadnięcia pod mapę, czy bezmyślnego biegania NPC przy ścianie (chociaż widziałem na gameplay'ach innych, że Lashley miała taką zawieszkę mózgu). We wcześniejszych odsłonach zdarzyło się parę błędów. Na przykład w "Resident Evil 7" z 2017 roku zarówno w wersji na PC i PS4 gra mi się wieszała podczas ostatecznej walki z bossem tuż przed opuszczeniem farmy Bakerów i udaniem się na statek. Potem to poprawiono. W remake'u "Resident Evil 3" z 2020 roku na samym początku gry miałem glitch w wersji na PC, gdy Jill Valentine miała zapalić światło w łazience. Wtedy kamera przeszła przez ścianę do limbo gry, okrążyła świat i zaraz wróciła do łazienki, ale gra "zamarzła". Można było chodzić Jill Valentine, ale nie było żadnej interakcji z otoczeniem, więc trzeba było zrestartować grę. W wersji remake'u trójki na PS4 raz mi się gra zawiesiła, gdy wchodziliśmy Carlosem do Save Roomu w szpitalu na pierwszym piętrze. Na szczęście to było przed zdobyciem kasety z próbką głosu doktorka, bo bym się wkurzył. A tak to więcej glitchy chyba nie widziałem. W "Resident Evil Village", w remake'ach dwójki i czwórki nie było chyba żadnych glitchy, albo tego nie zauważyłem. Ogólnie remake "Resident Evil 4" to bardzo dobra gra i polecam ją każdemu kto nie grał w oryginał, albo zaczął grać i się odbił od oryginału poprzez toporne sterowanie jak ja. Jak dla mnie to mocne 9/10.