Obejrzane - "Resident Evil: Infinite Darkness" (2021) - Capcom, Netflix
Witam wszystkich Państwa bardzo serdecznie w kolejnym wpisie na moim blogu, a tym razem chciałbym z Państwem podzielić się swoimi przemyśleniami na temat serialu "Resident Evil: Infinite Darkness".
W czwartek 8 lipca 2021 roku na platformie Netflix miała miejsce premiera serialu "Resident Evil: Infinite Darkness", a polski odpowiednik brzmi "Resident Evil: Wieczny Mrok". O tym, że serial ten powstaje, dowiedziałem się jakoś na początku 2021 roku. Wiedziałem, że głównymi bohaterami mieli być protagonisci gry "Ressident Evil 2" czyli Claire Redfield i Leon Kennedy. Wiedziałem, że serial ten miał być zrobiony w technice komputerowej animacji 3D i że głosów głównym bohaterom mieli podkładać aktorzy z gry "Ressident Evil 2 Rwmake" z 2019, roku czyli Nick Apostolides i Stephanie Panisello. Niedawno się dowiedziałem, że Nick Apostolides podkładał głos Frankowi w "Life is Strange". 🤯 Z tego powodu trzeba było odnowić na miesiąc abonament na platformie Netflix, którego nie używałem od zeszłego roku przy okazji oglądania "Irlandczyka" Martina Scorsese. Korzystając z okazji obejrzę sobie serial "High Score" o historii gier komputerowych.
Producentem serialu jest oczywiście Capcom, firma odpowiadająca za powstanie franczyzy "Ressident Evil". Wykonaniem serialu zajęły się dwa japońskie studia: producent anime TMS Entertainment (dawne Tokyo Movie Shinsha, działające od 1964 roku) i specjalizujące się w grafice 3d drugie tokijskie studio - Quebico. Natomiast dystrybucją serialu zajęła się amerykańska firma Tokyopop. Reżyserem przedsięwzięcia i jednym z autorów scenariusza jest
Eiichirō Hasumi.
Akcja filmu rozgrywa się w 2006 roku, w dwa lata po wydarzeniach opowiedzianych w grze "Resident Evil 4" (2005) i podobno przed akcją "Resident Evil 5" (2009). Departament Bezpieczeństwa USA odbiera informacje o hakerskim cyberataku na rządowe serwery. Główne podejrzenia kierowane są Chińską Republikę Ludową. Leon Kennedy otrzymuje rozkaz od prezydenta by wstawić się w Białym Domu i zbadać przyczyny cyberataku. Kiedy nasz protagonista stawia się na służbę, nagle Biały Dom atakują żywe trupy. Przypadek? Nie sądzę. Kiedy udaje się zażegnać niebezpieczeństwo, nazajutrz w Białym Domu zjawia się Claire Redfield, która pracuje dla organizacji TerraSave, która miała na celu pomocy ofiarom wojny domowej w fikcyjnym państwie Penamstan graniczącym z Afganistanem i Chinami. Tam Claire przypadkiem spotyka Leona i pokazuje mu rysunki zrobione przez dziecko, ofiarę wojny domowej w Penamstanie. Przedstawiają one sceny żywo przypominające to, co przeżyli 18 lat wcześniej w Raccoon City. Znowu ta przeklęta broń biologiczna. Oboje rozpoczynają równoległe śledztwa. W tym czasie Leon i kilku innych agentów są wysłani na potajemną misję szpiegowską do Chin. I może tyle wystarczy.
Po obejrzeniu tego serialu nie chcę mówić, że jestem zawiedziony, bo nie jestem, ale pozostaje mały niedosyt. Pierwszy sezon (mam nadzieję, że nie ostatni) serialu składa się z 4 odcinków, które średnio trwają około 25-26 minut. Jedynie ostatni odcinek jest najdłuższy, ponieważ trwa on 28 minut. Odnoszę wrażenie, że jest to animowany film pełnometrażowy pocięty na odcinki. Moim zdaniem serial ten jest za krótki i mogliby rozwinąć parę wątków. Odnoszę takie wrażenie, że trochę scen z tego serialu zostało wyciętych, bo scenariusz miejscami nie trzyma się kupy, zwłaszcza w końcówce. Skąd u licha w finałowych scenach filmu znaleźli się na Leon i Claire, skoro byli na dwóch różnych kontynentach. Teleportowała się? Nie chcę za dużo pisać, aby nie spoilerować. Ponadto też w niektórych fragmentach filmu oglądamy kolejny raz sceny, które już oglądaliśmy, sceny które nagle się urywają i do których wracamy, lecz z innej perspektywy. Ten sposób narracji od czasu do czasu prezentował chociażby serial "The Walking Dead", co niespecjalnie mi się podoba. Jeżeli chodzi o sam film, to jest to porządnie wykonana animacja komputerowa. Tutaj nie ma się do czego przyczepić. Chociaż do fotorealizmu, zwłaszcza twarzy postaci, jeszcze troszkę brakuje. Widać, że ten film robili Japonczy. Wystarczy spojrzeć na twarz Leona, niby Amerykanin, ale... Natomiast przy dużych zbliżeniach na twarze widać szczegóły na skórze bohaterów, jak na przykład kilkudniowy zarost. To wygląda świetnie. Gatunkowo film ten można zaliczyć do mieszanki horroru, filmu szpiegowskiego, filmu akcji i takiego thrillera political fiction. Jako film akcji i political fiction "Resident Evil: Infinite Darkness" spisuje się świetnie. Mamy tutaj dużo akcji, strzelanin i scen górę. Nie ma niepotrzebnych i długich przestojów akcji. Ponadto tutaj mamy sprawnie uknutą intrygę, w którą zamieszani są najważniejsi dygnitarze z Białego Domu. Owszem nie są to "Wszyscy ludzie prezydenta" z Dustinem Hoffmanem i Robertem Redfordem (świetny film, polecam), ale i tak ogląda się to z zapartym tchem. Niestety jako "Resident Evil" film ten wypada trochę blado. Można powiedzieć, że jest tu za mało Residenta w Residencie. Na początku występują zombiaki, a później ich nie ma. Pierwszy sezon serialu ma potencjał, który nie do końca wykorzystano. Mam nadzieję, że drugi sezon (o ile wyjdzie) będzie dłuższy i troszkę ciekawszy. Na szczęście nie trzeba być fanem całej franczyzy i nie potrzeba (z grubsza) znać fabuły pierwszych czterech części gry "Ressident Evil" (zwłaszcza części 2 i 4) żeby obejrzeć ten serial. Nie jest on (póki co) mocno związany z serią gier. Jeżeli nie żal Wam wydać 50 złotych na odnowienie abonamentu Netflixa na miesiąc (ja tak zrobiłem), to możecie sobie obejrzeć ten serial.
Jak dla mnie ocena 6/10 na zachętę.