Obejrzane: „Dom dobry" (2025) - reż. Wojciech Smarzowski





Uwaga! Film jest drastyczny i brutalny. Nie zalecam go oglądać osobom młodszym i o słabszych nerwach!


W sobotę 15 listopada 2025 roku wybrałem się do kina na najnowszy film Wojciecha Smarzowskiego „Dom dobry", chociaż rok temu na pierwszych teaserach był reklamowany jako „Dom dobry, sen zły". Jak pewnie wiecie, jestem miłośnikiem filmów Wojciecha Smarzowskiego i oglądałem wszystkie jego filmy, łącznie z „Małżowiną" z 1998 roku i „Kuracją" z roku 2000, które są traktowane jako spektakle Teatru Telewizji a nie jako pełnoprawne filmy pełnometrażowe. Praktycznie byłem na wszystkich filmach Wojciecha Smarzowskiego w kinie, oprócz pierwszego „Wesela" z roku 2004 i „Domu złego" z roku 2009 oraz na ostatnim „Weselu" z roku 2021, ale to z przyczyn... sanitarnych... można powiedzieć. Po co prostu bałem się pewnej choroby W kinie nie bywałem od końcówki lutego 2020 roku, kiedy obejrzałem trzecią część „Psów" Władysława Pasikowskiego (i najprawdopodobniej tam złapałem pewnego wirusa, bo w marcu tak mnie wzięło) aż do lipca roku 2023, kiedy poszedłem na... bajkę „Super Mario Bros The Movie". Swoją drogą niedawno wyszedł trailer drugiej części: „Super Mario Galaxy The Movie". W tym czasie omijałem kino, nieważne. Ja do kina nie chodzę często, pewnie jak wiecie. W 2023 roku byłem jeszcze na „Napoleonie" z Joaquinem Phoenixem w roli głównej, a w roku 2024 byłem też dwukrotnie w kinie, w październiku na „Soku z Żuka 2" Tima Burtona i na „Joker: Folie a deux". A za tydzień 22 listopada 2025 roku wybieram się do kina Helios na... koncert zespołu Queen z Montrealu z 1981 roku. Szkoda, że nie z Wembley z 1986 roku. Nieważne.

„Dom dobry" swoją premierę kinową miał 7 listopada 2025 roku, ale już przed premierą zrobił ogromny szum, jak to filmy Wojciecha Smarzowskiego. Pierwszy raz film pokazano w okolicach 22 września 2025 roku podczas Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, gdzie film nie zdobył żadnej nagrody konkursowej (regulaminowej), tylko Nagrodę Specjalną - Don Kichota, a był nominowany w konkursie głównym do Złotego Lwa na najlepszy film. Ostatnio też Wojciech Smarzowski nie ma dobrej passy. Krytycy się odwracają od jego filmów i wolą udawać, że taki reżyser nie istnieje. Albo krytykom przejadła się forma filmów tworzonych przez Wojciecha Smarzowskiego, albo udają że ich nie widzą, bo wolą lżejsze kino. A też trzeba przyznać, że filmy Wojciecha Smarzowskiego do najlżejszych nie należą (też mi nowość), poruszają tematy tabu, o których ludzie raczej nie chcą poruszać, choćby przy wigilijnym stole i nie są to przyjemne filmy w oglądaniu. Ale to są potrzebne filmy i niewątpliwie „Dom dobry" takim filmem jest.


„Dom dobry" jest dramatem psychologicznym, a ja bym powiedział, że nawet real horrorem (o ile coś takiego istnieje), opowiadającym o przemocy domowej, gdzie w obrębie czterech ścian za zamkniętymi drzwiami, mąż znęca się nad żoną zarówno fizycznie jak i psychicznie. Nie brakuje też tutaj zjawiska uporczywego nękania chociażby przez SMS-y, scen gwałtu, czy też przemocy ekonomiczniej. Od razu ostrzegam, że film jest drastyczny, pełen mocnych scen przemocy zarówno fizycznej, jak i psychicznej. Nie polecam tego filmu osobom młodszym, choć takie widziałem w kinie, oraz osobom o słabszych nerwach. Sam trochę się bałem tego filmu przed pójściem do kina, że to może być dla mnie za dużo i że wywoła jakieś traumy z dzieciństwa, ale na szczęście nie było tak źle. Widziałem, że podczas seansu z kina wyszły może z dwie osoby, ale film oglądała praktycznie cała sala. Film przed premierą wywołał spore zainteresowanie i sporo kontrowersji. Oglądałem przed premierą filmu sporo wywiadów zarówno z Wojciechem Smarzowskim (między innymi u Tomasza Raczka czy podczas konferencji na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni), jak i z parą dwójki głównych aktorów Agatą Turkot i Tomaszem Schuchardtem (choćby w podcaście u Magdaleny Mołek). Czytałem w internecie i słyszałem takie opinie, że po co kręcić o tym film, jak to jest temat stary jak świat, że przemoc domowa była od zawsze, że Smarzowski zrobił z tego torture porn. A może po to, żeby otworzyć niektórym ludziom oczy i żeby tego nie zamiatać pod dywan i żeby w końcu zacząć reagować jak komuś dzieje się krzywda. Wystarczy poczytać komentarze ludzi, chociażby pod podcastem Magdaleny Mołek z Agatą Turkot i Tomaszem Schuchardtem, którzy dziękują i opowiadają w komentarzach swoje historie. Nawet sam Wojciech Smarzowski opowiadał w wywiadach, że po pokazach przedpremierowych, ludzie podchodzili do niego i mu dziękowali i opowiadali mu swoje historie. Moim zdaniem to będzie największa nagroda dla tego filmu niż te pozłacane statuetki na festiwalach. Mam nadzieję, że film ten nie zostanie zapomniany i stanie się klasykiem, choć nie wiem czy będę chciał go obejrzeć jeszcze raz. Tam gdzieś ktoś powiedział w wywiadzie, chyba Magdalena Turkot, że widziała „Różę" Wojciecha Smarzowskiego z 2011 roku z Marcinem Doeocińskim i Agatą Kuleszą tylko raz w kinie i więcej nie chce oglądać tego filmu. Ja podjbnie mam z „Domem dobrym". Nie wiem czy będę go chciał obejrzeć jak wyjdzie na streamingu na małym ekranie. Może kupię na płycie Blu-ray, o ile wyjdzie, ale raczej nie będę go oglądał drugi raz. Film trwa około 107 minut i może zabrzmi to dziwnie, czas spędzony w kinie szybko mi minął, ale to nie był przyjemny film w oglądaniu. Pierwsze około 20-30 minut to jest sielanka, ale potem nagle zaczyna się horror. Widz wie o czym jest ten film i tylko czeka aż zacznie się horror. Widz czeka na ten pierwszy cios, który i tak pada znienacka. Pierwszy raz chyba w życiu widziałem całą salę kinową zapełnioną do pełna, a po seansie panowała cisza. Każdy wychodził z kina w ciszy i przygneu. Nie wiem czy nawet tak było na „Klerze" we wrześniu 2018 roku. Tam też było sporo ludzi, ale chyba sala kinowa nie była aż tak zapełniona. W przeciwieństwie do „Domu złego" z 2009 roku, którego akcja rozgrywa się na przełomie lat 70 i 80 XX wieku, „Dom dobry" pokazuje, że przemoc domowa obejmuje nie tylko stereotypowe niższe warstwy społeczne, ale także dramat rozgrywa się za zamkniętymi drzwiami tak zwanych „dobrych domów", też u ludzi zamożniejszych. Tutaj w domu głównego bohatera alkohol aż tak nie leje się strumieniami jak to bywało w innych filmach Wojciecha Smarzowskiego, tylko podczas okazjonalnych imprez jak Sylwester. Choć też nie brakuje tutaj scen jak alkohol leje się strumieniami w tak zwanych melinach, gdy opowiada swoją historię inna bohaterka podczas terapii w domu opieki społecznej.


Zdjęcia do filmu trwały od stycznia do kwietnia 2024 roku i był kręcony między innymi w: Warszawie, Serocku, Pruszkowie oraz we wsi Sokule. W filmie występuje scena jak bohater oświadcza się bohaterce w gondoli w Wenecji i nie wiem czy to naprawdę kręcono w Wenecji czy może na green screenie, z resztą nieważne. Guzik mnie to obchodzi. Jak sam Wojciech Smarzowski mówił, do nakręcenia tego filmu zmusiła go pandemia wirusa SARS COV-2 i choroby COVID-19, którą on wywołał. Wojciech Smarzowski wtedy chciał pracować nad nową wersją „Wesela" i filmu „Polanie". Do napisania scenariusza „Domu dobrego" przyczyniła się pandemia. Ludzie byli zamykani w domach i nasiliła się przemoc domowa. Wojciech Smarzowski mówił w wywiadach, że pracował nad scenariuszem do filmu dwa lata, że też robił duży research pisząc scenariusz i że nic w tym filmie nie zostało wymyślone. Wojciech Smarzowski mówił, że główna rola w filmie była pisana pod Agatę Turkot, z którą reżyser już pracował przy drugim „Weselu". Sama aktorka mówiła chyba w wywiadzie u Magdaleny Mołek, o ile dobrze pamiętam, że przygotowanie do tej roli zajęło jej dwa lata i na początku się wahała czy przyjąć tę rolę. Z Tomaszem Schuchardtem było trochę inaczej, bo był on na castingu, na którym było wielu innych znakomitych polskich aktorów, ale podobno to jego wybrała Agata Turkot do roli swojego oprawcy. W wielu wywiadach twórcy mówili, że Tomasz Schuchardt jest całkowitym przeciwieństwem swojego filmowego Grześka, że to ciepły i empatyczny facet. Gdzieś też czytałem wywiad z Tomaszem Schuchardtem jak mówił, że nienawidzi tej postaci, ale ktoś musiał tego gnoja zagrać. Zapewne zaczną się ataki na aktora za tę rolę, bo takie mamy społeczeństwo, które nie odróżnia fikcji od rzeczywistości. Podobnie było z aktorką, która wcielała się w Abby w drugiej części gry „The Last of Us". Mam nadzieję, że Tomasz Schuchardt nie będzie dostawał jakiś pogróżek, chociaż raczej będzie to pewne. 

Mały update, a jednak tak się stało. Aktor już zaczął dostawać pogróżki od ludzi. Niektórzy ludzie nie powinni się rozmnażać i mieć praw wyborczych. Tak to jest jak się nie odróżnia ekranowej fikcji od rzeczywistości i granej postaci od aktora. To samo było w przypadku gry „The Last of Us 2" z 2020 roku, gdzie aktorce wcielającej się w postać Abby grożono śmiercią. Niektórzy ludzie nie powinni mieć dostępu do dóbr kultury jak nie odróżniają fikcji od rzeczywistości. Ale to świadczy, że Tomasz Schuchardt dobrze wykonał swoją robotę.


Fabuła. Postaram się jak najmniej spoilerwo.


Akcja filmu rozgrywa się współcześnie, w małym polskim miasteczku i bodajże zaczyna się w Wigilię Bożego Narodzenia najprawdopodobniej 2021 roku w środku pandemii. Główną bohaterką filmu jest około 30 letnia Gosia (w tej roli Agata Turkot), która jest po nieudanym związku (jej były chłopak zginął w wypadku) i chce wrócić na studia i udziela prywatnie zdalnych lekcji z języka angielskiego. To jest zwykła poczciwa dziewczyna z domu gdzie się nie przelewało. Film rozpoczyna się sceną jak Gośka pisze chyba na Messengerze wiadomości tekstowe z jakimś facetem. Jest nim starszy od niej Grzegorz (w tej roli Tomasz Schuchardt), który wydaje się miły i oczytany. Oboje poznali się przez internet i w końcu Grzesiek zaprasza Gosię do siebie na Sylwestra. Tam się okazuje, że Grzesiek jest jakimś lokalnym politykiem, być może radnym miasta i zna się z szychami z tego miasta. Na Sylwestra u niego jest między innymi burmistrz z żoną i kilka innych szych. Tak się niewinnie zaczyna. Gośka zamieszkuje u Grześka po kłótni ze swoją matką alkoholiczką (w tej roli Agata Kulesza), która znęca się nad Gosią psychicznie kiedy jest w ciągu alkoholowym. Wypomina jej, że powinna ją wyskrobać i tego typu hasła. Po prostu dziewczyna ucieka z domu i wprowadza się do Grześka. Początkowo trwa sielanka, wycieczki do Grecji, do Chorwacji, do Wenecji, do Barcelony, potem ślub, pojawia się na świecie córka - Zosia. Aż tu nagle Grzesiek zaczyna pokazywać swoje drugie, mroczne oblicze. Jest zaborczy, zazdrosny o Gośkę, każe podrzeć zdjęcie byłego chłopaka Gosi, zaczyna ją bić, krzyczeć na nią, poniżać ją, stosować przemoc fizyczną i psychiczną i praktycznie uzależniać Gosię od siebie. Zaczyna się walka o godność i w końcu Gośka chce odejść od męża. Pewnego dnia zjawia się była żona Grześka z egzekucją komorniczą żeby zabrać jego rzeczy na rzecz alimentów i ta radzi Gośce żeby ta spier... od niego jak najdalej czy jak najszybciej. Nawet ta scena jest w zwiastunie filmu. Walka jest nierówna, bo Grzesiek wykorzystuje to, że jest miejscowym politykiem, zna się z tutejszą policją i to stawia Gośkę na przegranej pozycji, ale dziewczyna postanawia walczyć. W międzyczasie Gosia zaczyna mieć problemy psychiczne, zaczynają się halucynacje i nie wiadomo co jest prawdą a co fikcją. Wszystko jej się zlewa w jedną całość. Często bywają przeskoki w czasie, więc też film trzeba oglądać w skupieniu, ale to też jest wizytówka filmów Wojciecha Smarzowskiego. Dobra starczy, bo też nie chcę napisać zbyt wiele.

Problematyka. Tu będzie trochę bardziej spoilerwo.

Filmy Wojciecha Smarzowskiego do najłatwiejszych w odbiorze nie należą i ten film też taki jest. Wcześniejsze filmy Wojciecha Smarzowskiego pokazywały przywary polskiego społeczeństwa takie jak pijaństwo, cwaniactwo, kolesiostwo, kombinatorstwo (chociażby w pierwszym „Weselu"), ale także patologie dręczące poszczególne grupy zawodowe, takie jak: Policja („Drogówka"), duchowieństwo („Kler"), czy też grupę alkoholików w „Pod mocnym aniołem", ale też niewygodne tematy historyczne jak pogrom Żydów dokonany przez Polaków i Niemców w czasie drugiej wojny światowej (drugie „Wesele"), temat wysiedleń ludności niemieckiej z ziem odzyskanych po drugiej wojnie światowej („Róża") czy też rzezi wołyńskiej dokonanej przez Ukraińców na Polakach w roku 1943 („Wołyń"). „Dom dobry" zaś skupia się na węższym temacie, a mianowicie przemocy domowej, która rozgrywa się w czterech ścianach za zamkniętymi drzwiami. To nie jest pierwsza próba reżysera w tym temacie, bo już namiastkę mieliśmy w „Małżowinie" z 1998 roku i w pierwszym „Domu złym" z roku 2009, który w porównaniu z „,Domem dobrym" po latach wydaje się łagodnym filmem, choć tam też są brutalne sceny, choćby jak Dziabas grany przez Mariana Dziędziela bije swoją żonę graną przez Kingę Preis. Ale w porównaniu z „Domem dobrym" to nawet nie ma podjazdu. Nie pamiętam dokładnie czy „Dom zły" wywołał jakieś kontrowersje, na pewno było o tym filmie głośno i to był pierwszy film Wojciecha Smarzowskiego jaki widziałem w okolicach... 2010 roku? Swoją drogą w tym filmie jest mały easter egg, bardziej taka autopromocja podszyta autoironią, bo jest scena jak zjechana przez życie Gośka i Grzesiek oglądają „Dom zły", a dokładniej scenę jak Środoń grany przez Arkadiusza Jakubika tańczy z Dziabasami do piosenki śpiewanej przez Helenę Vondrackową i Grzesiek kwituje ten film jakimiś niepochlebnymi słowami typu: „Ale gówno" czy „,Ale badziew", czy coś takiego, już nie pamiętam dokładnie.

Moim zdaniem ten film nie dotyka bezpośrednio problemu przemocy domowej, bo ona jest i nie ma się co z tym kłócić, ale moim zdaniem ten film też porusza trudny temat ludzkiej znieczulicy i obojętności na czyjąś krzywdę. „A bo w moim bloku nie słychać jak się kłócą, to problem nie istnieje". Albo „nie będę się mieszać, bo to nie moja sprawa, bo potem jeszcze mnie pobije albo zacznie wyzywać od konfidentów". Moim zdaniem film ten ma za zadanie obudzić ducha w społeczeństwie żeby zacząć reagować, jeśli na przykład w Twoim sąsiedztwie dzieje się przemoc domowa. Weź ten telefon i zadzwoń na policję czy do pomocy społecznej. Na przykład jest fundacja Feminoteka, która działa na rzecz kobiet dotkniętych przemocą domową, wystarczy zadzwonić pod numer 888 88 33 88 , albo pod numer alarmowy 112 czy na Policję 997.

Moim zdaniem Wojciech Smarzowski chciał otworzyć ludziom oczy, żeby w końcu zacząć reagować. Istnieje też międzynarodowy znak dłonią, który oznacza „pomóż mi", który też pojawia się w filmie.

Tak jak na pokazanym obrazku powyżej, wyciągamy dłoń, chowamy kciuk i zaciskamy dłoń. Ten gest też pojawia się w filmie, kiedy Gosia wzywa Policję na pomoc. Młoda policjantka widzi Gośkę w jakim jest stanie i wie co się dzieje i po kryjomu przed swoim starszym partnerem z patrolu pokazuje ten gest Gośce. Ale oczywiście dowódca patrolu jest kumplem Grzesia i dziewczyna ma związane ręce, ale o tym za chwilę. Film pokazuje jedną scenę jak sąsiadka Grześka z bloku próbuje interweniować, ale Grzesiek ją spławia. Po prostu mówi sąsiadce „spadaj" tylko łagodniej. W końcu Gośce pomaga uciec od Grześka jej młodsza siostra albo jej przyjaciółka, a ją nocuje w swoim mieszkaniu siostra Gośki, ale Grzesiek dowiaduje się że ona tam jest i tu mamy tę słynną scenę z wizjera drzwi jak Grzesiek się drze na korytarzu, kopie i próbuje wyważyć drzwi. Takie sceny były już w „Małżowinie" z 1998 roku, gdzie jak dobrze pamiętam w rolę agresora wcielał się Marian Dziędziel.

Drugi problem jaki porusza ten film to opieszałość systemu i polskich władz na ten temat. Jak wiadomo Grzesiek jest miejscowym politykiem, więc też się zna z tutejszymi policjantami i podczas interwencji wita się z nimi jak z kumplami. W filmie są pokazane sceny jak Policja odwiedza dom Gosi i Grześka, jak Grzesiek się wita z policjantami, jak z kumplami. A ta młoda policjantka nic nie może zrobić, bo pewnie boi się o swoją robotę i słucha starszego kolegi z patrolu. Widzi problem, ale nic z tym nie robi. W filmie jest scena jak Gośka z ukrycia nagrywa Grześka telefonem komórkowym żeby mieć jakieś dowody, a potem z tym idzie na Policję. I tutaj następuje taka obrzydliwa, bulwersująca scena jak policjant po obejrzeniu tego filmu pyta „A gdzie pierwsza część nagrania?" „A może czymś go wkurzyła, sprowokowała?". To co? Miała nagrywać Grześka telefonem face to face jak ją bił? Takie same argumenty też padają na sali sądowej podczas rozprawy rozwodowej pod koniec filmu, kiedy takie same pytania stawia adwokatka Grześka. Aż się boję gdyby głównym bohaterem filmu był mężczyzna i ewentualnej reakcji „pana policjanta" i pewnie głupich docinków, że czemu jej nie przywali, albo że się daje. Pewnie na początku byłyby śmichy chichy ze strony pana policjanta, że „facet sobie daje babie", ale potem jakby nie daj Boże coś się stało, to przeważnie facet jest winny, bo kobiety nie stosują przemocy domowej, ani dzieci na swoich rodzicach też nie. Swoją drogą w filmie, w tej grupie wsparcia dla osób doznających przemocy domowej jest też jeden mężczyzna, śmieszne nie? Już posmialiscie się?


Na stronie internetowej polskiej Policji można ściągnąć pliki z arkusza kalkulacyjnego z danymi liczbowymi z przemocą domową za rok 2023, 2024, za poprzednie lata, czy też za 10 lat, od roku 2012-2022 jak dobrze pamiętam. To są porażające liczby. Za sam rok 2023 ilość zgłoszonych przypadków przemocy domowej sięgała ponad 77 800 przypadków, z tego najwięcej ofiarami były kobiety (ponad 51 tysięcy przypadków), dzieci (ponad 17 tysięcy przypadków) i mężczyźni (nieco ponad 9 tysięcy przypadków). Liczba wypełnionych formularzy o tak zwaną Niebieską Kartę wyniosła ponad 62 tysiące, zaś liczba formularzy wszczynających procedurę wyniosła nieco ponad 54 tysiące. Zaś przypadki powtórnej przemocy podczas postępowania o przyznanie Niebieskiej Karty to było 8141 przypadków. W tym dokumencie nie jest podana liczba zgonów, ale gdzieś wyczytałem, że podobno co roku wskutek przemocy domowej umiera około 5000 osób rocznie. W roku 2024 liczby te są bardzo podobne, choć widać lekką tendencję wzrostową o średnio 3 tysiące przypadków. Jedynie liczba wniosków o Niebieską Kartę i wszczynanych postępowań spadła o około 4 tysiące przypadków względem roku 2023. To są porażające dane. Mam nadzieję, że po obejrzeniu tego filmu oczy ludziom się otworzą, ale nie mówię o takich „Grześkach", tylko o cichych świadkach tych tragedii, sąsiadach którzy słyszą kłótnię za ścianą, żeby chociaż anonimowo (ta jasne) wezwali Policję.

Sylwester u Grzesia 

W filmie sposób narracji jest troszkę inny niż w poprzednich filmach Wojciecha Smarzowskiego. Bo w tym filmie po raz pierwszy aż tak dosadnie jest przedstawiona przemoc domowa, która ciągnie się przez około 2/3 filmu. Wcześniej też to się pojawiało pobieżnie w filmach Wojciecha Smarzowskiego. Choćby w „Weselu" z 2004 roku, kiedy Eluśka odchodzi od Wiesława Wojnara i mówi mu, że kiedy ją bił, to była przy nim. Później już przytoczona przeze mnie scena z „Domu złego" jak Dziabas grany przez Mariana Dziędziela bije Dziabasową graną przez Kingę Preis. Czy też kultowa scena chyba z „Pod mocnym aniołem" jak postać milicjanta grana przez Mariana Dziędziela podczas Wigilii Bożego Narodzenia bije żonę i zrzuca wszystko ze stołu, wychodzi i mówi to słynne hasełko: „No i ch.. , no i cześć". Ale nigdy wcześniej aż w takim stopniu filmy Wojciecha Smarzowskiego nie pokazały tego problemu jak „Dom dobry". Wiele osób miało pretensje, że reżyser z tym przesadził. Ale słyszałem wywiady z psychologami i pracownikami opieki społecznej, że wcale nie przesadził i że były gorsze przypadki.

W tym filmie Wojciech Smarzowski postawił na zabieg, który już się pojawiał w jego poprzednich filmach, a mianowicie mniej więcej od drugiego aktu filmu mamy tutaj brak ciągłości chronologicznej zdarzeń, sceny są szybkie, dynamiczne, pourywane, mamy przeskoki w czasie i widz musi się trochę skupić przy oglądaniu filmu. To nie jest pierwszy zabieg w filmach Wojciecha Smarzowskiego. To też symbolizuje stan psychiczny ofiary przemocy, której wszystkie te wydarzenia zlewają się w jedną wielką całość i nie wiemy kiedy jest tu i teraz, kiedy były minione wydarzenia, a być może wydarzenia z przyszłości. Nie wiemy co jest dokładnie jawą a co snem. W pewnym momencie, narracja filmu jakby się rozwarstwia na dwie wersje wydarzeń. Nie chcę tutaj spoilerować za bardzo. Widzimy jakby dwie wersje wydarzeń, jedną bardziej szczęśliwą i drugą mniej szczęśliwą, przynajmniej dla Grześka, chyba można się domyślić co mam na myśli. Ponadto też widzimy retrospekcje jak nasza bohaterka przechodzi niczym duch w scenach, które miały miejsce wcześniej w filmie, albo jak bohaterka widzi samą siebie przez wizjer judasza w drzwiach. Z resztą Wojciech Smarzowski już nie pierwszy raz używa tej perspektywy. Pierwszy raz perspektywę z wizjera w drzwiach jak sąsiad znęca się nad żoną (tam chyba grał go Marian Dziędziel jak dobrze pamiętam) można było już zobaczyć w „Małżowinie" z 1998 roku.

W filmie też tradycyjnie pojawiają się wulgaryzmy, jak to w filmach Wojciecha Smarzowskiego i znowu będą mnie śmieszyć komentarze pseudointelektualistów z dobrymi manierami, że (czytamy to z manierą Hiacynty Bukiet) nie da się tego słuchać. Tylko, że około 74% polskiego społeczeństwa (prawie 3/4, jakby ktoś miał problemy z matematyką) używa wulgaryzmów. Większość polskiego społeczeństwa nie posługuje się piękną mickiewiczowską polszczyzną i nie jest „ę” „ą" i nie używa wysublimowanych synonimów. Jeśli komuś więdną uszy, kiedy słyszy wulgaryzmy, niech nie idzie na ten film i niech nie będzie świętszy od Boga.

Muzyka w tym filmie nie jest przyjemna i miejscami mi się kojarzyła z „Domem złym", do którego muzykę napisał Mikołaj Trzaska i ten sam kompozytor jest także autorem muzyki do „Domu dobrego". Zwłaszcza w końcowej scenie filmu można poczuć ten vibe ze strony „Domu złego", gdzie znów słyszymy te psychodeliczne dźwięki instrumentów dętych takich jak klarnet, fagot. Wiem, że nie wszystkim podobała się muzyka w „Domu złym", ale ona nie ma się podobać, ma wywołać ciary u widza i robi to dobrze. Jak ogląda się „Dom zły" to można dostać ciarek dzięki tej muzyce. W filmie też wykorzystano kilka znanych piosenek. Już przed sceną Sylwestra u Grześka jak Gosia pierwszy raz się z nim spotyka, już na korytarzu bloku słychać piosenkę Lady Pank „Mniej niż zero", więc już mamy pierwszy red flag. Myślę, że ta piosenka nie została wykorzystana przypadkowo. W filmach Wojciecha Smarzowskiego w sumie nie ma przypadkowości, nawet na drugim planie. Drugą piosenką, która będzie źle mi się kojarzyła z tym filmem to „Będziesz moją panią" Marka Grechuty i jak Grzesiek to śpiewał Gośce. W ustach psychopaty piosenka ta trochę inaczej brzmi.

Sylwester u Grzesia 

Podsumowanie 

Pisząc podsumowanie nie wiem co tutaj napisać. Pewnie powtórzę to, co napisałem we wstępie tej pseudo recenzji i pewnie napiszę to samo co inni (w tym profesjonalni) recenzenci. Idąc do kina trochę się obawiałem tego filmu i że to może być dla mnie za dużo, choć oglądałem poprzednie filmy Wojciecha Smarzowskiego, w tym „Wołyń" w kinie i drugie „Wesele" ale już na małym ekranie, gdzie tam nie brakowało drastycznych scen. Bałem się, że film może wywołać u mnie wstrząs szoku pourazowego (tak zwane PTSD). Chociaż sam nie doznałem przemocy domowej, to w dzieciństwie mój nieżyjący już ojciec często wracał z pracy pijany. To był przełom lat 80/90, ja byłem małym dzieckiem i często mama robiła ojcu awantury. Na szczęście obyło się bez rękoczynów, ale często się kłócili, a później mama odreagowywała to na mnie. Być może dzięki temu teraz jestem taki zjeba... Co? Nic nic. Później mniej więcej e połowie lat 90 ojciec się uspokoił, przestał pić, przeszedł na dietę. Potem raz mu się zdarzyło na rok że się napił. Pamiętam też w dzieciństwie na przełomie lat 80 i 90, że któraś z moich sąsiadek z bloku też często się kłóciła z mężem, bo ciągle było słychać jej krzyk przez ścianę. Ale wtedy miałem może 5 lat, to bym nie zadzwonił, a z resztą nie mieliśmy jeszcze wtedy telefonu stacjonarnego żeby zadzwonić na milicję. Dobra, to nie jest moja autobiografia, tylko pseudo recenzja filmu.

Praktycznie nie mam się do czego przyczepić względem realizacji technicznej, bo tutaj wszystko jest na bardzo wysokim poziomie: zdjęcia, gra aktorska, montaż, co też potwierdził Marcin Łukański z kanału Na Gałęzi, a on trochę lepiej zna się na filmach ode mnie, przynajmniej od strony technicznej. Pod względem technicznym jest to bardzo dobry film. Wiele osób twierdzi, że jest zbyt brutalny i że pokazuje zbyt wiele. Ale z tego co wiem, co mówił Wojciech Smarzowski i para głównych aktorów w wywiadach, to te sceny przemocy były o wiele dłuższe, a do filmu trafiały jakieś poucinane urywki. Sam Wojciech Smarzowski część scen pousuwał, twierdząc że być może trochę przesadził. Może teraz zabrzmię jak heretyk, ale moim zdaniem film wydawał mi się za krótki, choć jak pisałem, trwa on 107 minut, czyli prawie dwie godziny. Jak na film fabularny pełnometrażowy to jest w sam raz. Ale moim zdaniem czegoś w tym filmie brakuje. Być może też przez rozwarstwienie fabuły na dwa różne zakończenia. Chciałbym obejrzeć pełną wersję filmu, tak zwaną reżyserską, ale obawiam się, że skończyłoby się jakimś PTSD i wizytą na kozetce u psychiatry, tak jak mawiał Wojciech Smarzowski w wywiadach. Jak też mawiał Wojciech Smarzowski w wywiadach, to co mu tam ludzie opowiadali, że to co jest pokazane w filmie, to jeszcze jest nic. Obawiam się jakie dramaty i tragedie przeżywali ludzie, którzy doświadczyli znęcania się fizycznego i psychicznego w czterech ścianach swoich domów. Tak jak pisałem na wstępie, jest to film potrzebny i mam to gdzieś ile (i czy w ogóle) zdobędzie nagród filmowych i ile zarobi pieniędzy, choć już mówi się, że zobaczyło go już 300 tysięcy ludzi, to o 100 tysięcy więcej niż pierwsze „Wesele" w roku 2004.

Nie wiem jak ocenić ten film. Waham się pomiędzy oceną 8 a 9. Dałem w końcu temu filmowi taką mocną 8 z serduszkiem na Filmwebie, bo pod względem technicznym to jest bardzo dobrze nakręcony film i to podkreślają zawodowi krytycy. Z resztą to tylko cyferki. Ale niestety nie jest to film do lubienia, bo on nie ma się podobać widzowi, tylko ma uświadomić społeczeństwo o pewnym zjawisku, które być może dzieje się u Waszych sąsiadów i niesie jakieś przesłanie, w taki lub inny sposób. Żeby nie być obojętnym i reagować na krzywdę innych ludzi. Niestety są też ludzie, niektórzy zawodowi krytycy, którzy między innymi na Filmwebie dali temu filmowi ocenę 2/10 i takie opinie typu, że dałbym filmowi 1/10, ale gdyby nie kreacja Agaty Turkot to dam mu 2/10. Nie wiem co tym osobom się nie podoba? Zdjęcia były złe? Kadry były złe? Oświetlenie było złe? Gra aktorska była zła? Montaż był zły? Film był kręcony amatorską kamerą VHS z lat 90? Takie oceny mogą dostać niskobudżetowe półamatorskie filmy, które chociażby przedstawia NRGeek w swoich Crapowizjach. Niestety od krytyków filmowych wymaga się nieco obiektywności i dążenia do niej, a nie osobistych niechęci. A niektórzy chyba mają uczulenie i jak widzą nazwisko Smarzowski, to już pewnie dostali alergii na to nazwisko i ocena z automatu szybuje poniżej 5/10. Wczoraj też czytałem artykuł, chyba na portalu NaTemat, o czym też wspomniał Filip z Bez Schematu, gdzie autorka artykułu i krytyczka filmowa miała zarzuty do swoich kolegów po fachu z Filmwebu, że chyba oglądała inny film i też wyciągała te same argumenty o uczuleniu na Smarzowskiego co ja. Sama też pisała, że pod względem technicznym jest to bardzo dobrze zrealizowany film i nie ma się do niego o co przyczepiać i obiektywnie (nie ma czegoś takiego, ale trzeba do tego dążyć) film ten zasługuje minimum na ocenę 7. Wielu ludzi których oglądam, między innymi Tomasz Raczek, Kinomaniak, Marta i Mateusz z kanału Drugi Seans, Michał z kanału Ponarzekajmy o filmach, czy właśnie Filip z Bez Schematu dali temu filmowi oceny od 7 w górę. Najniżej ocenili go Drugi Seans i Ponarzekajmy o filmach dając mu 7, a najwyżej ocenił go Filip z Bez Schematu dając mu ocenę 9. Tomasz Raczek i Kinomaniak dali temu filmowi oceny 8/10 jak dobrze pamiętam. Z resztą to są tylko cyferki. Tak jak pisałem wcześniej, film ten ode mnie dostanie 8+/10 z serduszkiem, bo się wahałem między 8 a 9 i dostanie jeszcze serduszko na Filmwebie. A może jeszcze zmienię ocenę na 9/10. Zobaczymy. Ale tak jak pisałem wcześniej, nie wiem czy będę chciał obejrzeć ten film raz jeszcze, gdy na przykład wyjdzie on na serwisach streamingowych albo na nośniku. Pewnie kupię, ale raczej drugi raz go nie odpalę.

Czy polecam ten film? To jest bardzo trudne pytanie. I tak i nie. To nie jest przyjemne kino. Już wcześniej pisałem, że nie jest to film do lubienia. To nie jest trylogia „Powrót do przyszłości" żeby ją lubić. Ten film ma jakieś zadanie i chyba je spełnia. Jak ostatnio patrzałem, to film już obejrzało 600 tysięcy ludzi, czyli trzykrotnie więcej niż pierwsze „Wesele". Mały update. W poniedziałek 17 listopada 2025 roku podobno już film obejrzało w kinach 1,2 miliona widzów, więc sześciokrotnie więcej niż pierwsze „Wesele". Nie jestem psychologiem, ale słyszałem opinie specjalistów, że osoby które są w tej chwili w takiej samej sytuacji co główna bohaterka filmu, albo osoby które są świeżo po zakończeniu takiego toksycznego związku, żeby się wstrzymały z obejrzeniem tego filmu i obejrzały go później, bo może on wywołać efekt zespołu wstrząsu pourazowego (czyli tak zwane PTSD). Sam też się obawiałem, że film ten wywoła u mnie jakieś traumy z dzieciństwa, ale na szczęście nie było tak źle. To jest film potrzebny i mam to gdzieś ile on zarobi, czy dostanie jakieś nagrody (które w ostatnich latach nie są żadnym wyznacznikiem: Oscary, Złota Piłka, Eurowizja), czy zostanie on filmem roku, dekady, czy milionlecia. Film już spełnił swoją rolę, bo już w mediach zaczęło być głośno o przemocy domowej i mam nadzieję, że ten temat tak szybko nie ucichnie.

Popularne posty z tego bloga

Boulder Dash 40th Anniversary (2025) - BBG Entetainment

Luckyman (2025) - Atari XL/XE - Łukasz LukLab Labuda

El Cartero (2025) - Commodore 64 - Bonnette2020