Przeczytane: Joseph Heller - „Paragraf 22" (1961) - Wydawnictwo Albatros
Ja do napisania tej pseudo „recenzji" zabieram się od kilku lat, niczym jak sójka za morze, gdyż książkę tą przeczytałem już dość dawno, bo chyba jeszcze w roku 2021, ale też nie było zbyt wiele czasu, aby nad tym zasiąść i ją napisać. O tej powieści dowiedziałem się od znajomego z pracy, mniej więcej w roku 2018 lub 2019 i postanowiłem ją sobie przeczytać. A udało mi się zdobyć e-booka w jednym z serwisów internetowych, na pewno nie na Woblinku, nie wiem czy nie na Legimi albo na Publio, a z resztą co za różnica (dop. red. na Publio). Pamiętam, że ta książka nie była jakaś super droga, bo kosztowała jakieś 30 złotych z groszami. Pamiętam, że kupiłem sobie wydanie tego e-booka z okazji premiery miniserialu z 2019 roku, nakręconego na podstawie tej powieści i wyprodukowanego między innymi przez George'a Clooney'a, a także wyreżyserowanego przez tego aktora. Też zastanawiam się czy nie kupić sobie tej książki w formie fizycznej, bo to jest taka książka must have i must read.
„Paragraf 22" jest to jedna z najsłynniejszych z powieści antywojennych XX wieku, albo i powieści antywojennych w ogóle. Ciężko jest zakwalifikować tę książkę do jednego gatunku, bo ogólnie jest to czarna komedia, a może bardziej groteska, z elementami satyry, a nawet może i farsy. Choć też nie brakuje tutaj momentów bardziej poważnych, dramatycznych i wzruszających. Ogólnie książka ta jest satyrą wojenną, a raczej bym powiedział, że satyrą antywojenną i jedną z najbardziej znanych książek antywojennych w historii. Książka ta w ewidentny sposób pokazuje bezsensowność wojny, że wojna to śmierć, ale także i biznes. Pokazuje ona absurdy, jakie występują w amerykańskiej armii, chociaż... tutaj bym powiedział, że nie tylko w amerykańskiej armii, a na pewno w większości armii świata. Po prostu jest to utwór uniwersalny. Wszędobylska biurokracja, walka o stołki na górze, intrygi wśród żołnierzy wyższego szczebla, podkładanie świń, pełno idiotów, psychopatów i innych indywiduów, które nie powinny znaleźć się w wojsku. Naprawdę jest to przepełniona czarnym humorem groteska. Jest tutaj zarówno i śmieszno i straszno, a pod koniec książki już bardziej poważniej i smutno. Nie wiadomo czy się śmiać czy płakać. Chociaż kto był w wojsku, ten z cyrku się nie śmieje. Przede wszystkim pokazuje ona walkę jednostki z bezdusznym systemem, gdzie jednostka jest praktycznie na straconej pozycji i teoretycznie nie ma szans z systemowym walcem, gotowym go zmiażdżyć. Często też książkę tą porównuje się do innego utworu, a mianowicie powieści „Rzeźnia numer pięć" autorstwa Kurta Vonneguta, która także jest satyrą wojenną, ale trochę bardziej poważną niż „Paragraf 22", która skupia się na bombardowaniu Drezna w lutym 1945 roku i to dzięki tej książce świat szerzej dowiedział się o zbombardowaniu Florencji Północy albo Florencji nad Łabą (bo tak też nazywano Drezno ze względu na piękno tego miasta, architektury, licznych zabytków, licznych muzeów sztuki). Wcześniej fakt zbombardowania niemieckiego miasta nie był powszechnie znany. Świetna książka i gorąco polecam, a raczej nalegam. Po prostu jest to także lektura obowiązkowa. Ale wróćmy do „Paragrafu 22".
Książka ta była pisana bodajże przez 7-8 lat, bo od 1953 roku aż do roku 1960/1961. I ostatecznie ukazała się 10 listopada 1961 roku dzięki Wydawnictwu Simon & Schuster. Pierwsze wydanie książki liczyło sobie około 450 stron, a autorem ilustracji na okładce książki był Paul Bacon. Książka ta powstała na wskutek osobistych przeżyć autora książki Josepha Hellera, choć nie nazwałbym jej książką autobiograficzną, który w czasie drugiej wojny światowej służył w wojskach lotniczych. W okresie od maja do października 1944 roku odbył 60 lotów bojowych, dzięki czemu mógł zostać zwolniony z dalszej służby i wrócić jako weteran do USA. Między innymi wokół tego wątku Joseph Heller umieścił fabułę swojej powieści. Na początku powieść ta zdobywała różne recenzje i ogólnie była odbierana jako średniak. Ale była bardzo popularna wśród młodzieży. Prestiż tej książki wzrósł dopiero po wybuchu wojny w Wietnamie i dopiero wtedy zaczęto ją doceniać, jak na przykład takie filmy jak: „Lśnienie" Stanley'a Kubricka, „The Thing" Johna Carpentera czy „Łowcę androidów" Ridley'a Scotta, które zaczęto doceniać dopiero po latach, a w chwili ich premier były uważane za gnioty. Tutaj było też chyba podobnie w przypadku „Paragrafu 22". Pierwsze polskie tłumaczenie tej powieści ukazało się w roku 1975 (aż się dziwię, że to Cenzura puściła) dzięki Państwowemu Instytutowi Wydawniczemu, a tłumaczeniem tej powieści na język polski zajął się pan Lech Jęczmyk.
Swoje wydanie książki kupiłem sobie w postaci e-booka jednak w serwisie Publio, bo sobie sprawdziłem. Jest to wydanie bazujące na miniserialu z 2019 roku nakręconego przez George'a Clooney'a. Wydanie to liczy sobie 577 stron i zostało wydane przez Wydawnictwo Albatros. Bazuje ono na tłumaczeniu pana Lecha Jęczmyka z 1975 roku. Ale na pewno kupię sobie wydanie fizyczne tej książki.
W 1994 roku ukazała się kontynuacja tej powieści zatytułowana „Ostatni rozdział, czyli Paragraf 22 bis" (oryginalny angielski tytuł brzmi „Closing Time"). O istnieniu tej książki dowiedziałem się dosyć niedawno. Podobno nie trzyma już takiego poziomu jak część pierwsza i jest dużo słabsza, ale mam chęć jej przeczytania. Widziałem też e-booka tej książki chyba w serwisie Publio.
Książka składa się w sumie z 41 rozdziałów i z przedmowy, napisanej pezez Josepha Hellera w 1999 roku, którą na język polski przełożyła pani Anna Esde-Tempska. Każdy z rozdziałów praktycznie jest nazwany stopniem albo nazwiskiem jednego z bohaterów występujących w książce. Można powiedzieć, że książka ta jest takim zbiorem opowiadań porozrzucanych w czasie, gdyż nie ma tutaj zachowania ciągłości chronologicznej, które łączą się w spójną całość.
Autor w przedmowie do książki wspomina, że historia tej powieści rozpoczyna się w roku 1953, kiedy zaczął ją pisać. W tamtym czasie był copywriterem w jednej z agencji reklamowej w Nowym Jorku, gdzie wcześniej pracował jako nauczyciel zasad pisowni w college'u Uniwersytetu Stanowego w Pensylwanii. Dosyć szybko napisał pierwszy rozdział książki i wysłał go do znajomych agentów literackich, którym lekko mówiąc... nie spodobało się to. Ale dzięki asystentce jednego z nich (pani Candida Donadio), której ten maszynopis się spodobał, załatwiła ona możliwość zaproponowania pierwszego rozdziału powieści kilku czasopismom, które zajmowały się drukowaniem, można powiedzieć „wersji roboczych" dopiero powstających powieści. W roku 1955 w końcu pojawił się pierwszy rozdział „Paragrafu 22" w siódmym zeszycie kwartalnika „New World Writing”. Paru redaktorom z poważniejszych wydawnictw wyraziło zainteresowanie tą powieścią, więc Joseph Heller kontynuował prace nad „Paragrafem 22". W roku 1957 miał około 250 stron maszynopisu. W tamtym czasie Joseph Heller pracował w dziale reklamy czasopisma „Time". W tym czasie Joseph Heller można powiedzieć, pisał tę książkę wieczorami po godzinach pracy.
W tamtym czasie pani Candida Donadio wyrobiła sobie mocniejszą pozycję wśród agentów literackich i chciała pomóc wydać Josephowi Hellerowi „Paragraf 22". Postanowili przesłać jeszcze nieskończony tekst paru wydawcom, żeby zbadać rynek i czy są szanse na opublikowanie tej powieści. Próbowała uderzyć do wydawnictwa Simon & Schuster, gdzie podobał jej się jeden młody redaktor Robert Gottlieb. I to był strzał w dziesiątkę. Obaj panowie się spotkali, dyskutowali. Robert Gottlieb przedstawił Josephowi Hellerowi swoje uwagi i sugestie. Autor książki jakby przewidując, podczas urlopu poprawiał maszynopis i przedstawił wydawcy nową zmienioną wersję. Na początku Robert Gottlieb trochę się obawiał współpracy z Josephem Hellerem, ale w końcu przystali na współpracę. Podpisali umowę na 1500 dolarów, z czego połowę tej kwoty miał otrzymać zaraz po podaniu umowy, a resztę po skończeniu powieści, choć jak Joseph Heller wspominał, powieść była skończona dopiero w około 1/3. Ostatecznie powieść ta ukazała się 10 listopada 1961 roku. Premierze książki wtórowała nietypowa reklama w „New York Timesie", która ukazała się następnego dnia po premierze, czyli 11 listopada 1961 roku. Książka ta zdobywała różne recenzje i wywołała sporo kontrowersji. Pojawiały się zarówno te pozytywne jak i negatywne recenzje tej książki. Książka zdobyła rozgłos i wzbudziła kontrowersje. Ale początkowy rozgłos na początku nie przyczynił się do sukcesu tej powieści.
Książka na początku nie była bestsellerem i nie zdobyła żadnej nagrody literackiej. W USA nie była nawet wśród 100 najbardziej proponowanych książek w okresie świątecznym. Choć zyskiwała grono fanów w tak zwanym obiegu undergroundowym. Dopiero zmienił to brytyjski rynek, tak zwanych miękkich wydań, w okolicach 1962 roku, gdzie książka zaczęła się dobrze sprzedawać, że potrzebne były dodruki. Jak wspomina autor, do końca 1963 roku książka ta ukazała się w jedenastu wydaniach, a sprzedało się jej coś około 2 milionów egzemplarzy.
W 1970 roku ukazał się film nakręcony według tej powieści i wyprodukowany przez Paramount Pictures za około 15 milionów dolarów i wyreżyserowany przez Mike'a Nicholsa. Jest to reżyser chociażby filmu „Kto się boi Virginii Woolf?" bodajże z okolic 1967 roku z Elizabeth Taylor i Richardem Burtonem w rolach głównych, którzy wtedy w realnym życiu byli chyba jeszcze małżeństwem. Świetna tragikomedia, polecam! W filmie „Paragraf 22" zagrali tacy aktorzy jak: Alan Larkin jako główny bohater, Art Garfunkel, Anthony Perkins znany z „Psychozy" Alfreda Hitchcocka, Martin Sheen, John Voight czy Orson Welles („Obywatel Kane"). Podobno Orson Welles próbował już w 1962 roku wykupić prawa do ekranizacji tej powieści i chciał ją zekranizować i ostatecznie w tym filmie zagrał generała Dreedle'a.
W 2019 roku ukazał się sześciooscinkowy miniserial „Paragraf 22" w serwisie internetowym Hulu. Jednym ze współproducentów i reżyserów był aktor George Clooney, który chciał zekranizować powieść Josepha Hellera i który ostatecznie zagrał postać porucznika, później generała Scheisskopfa. W Polsce serial ten ukazał się w serwisie HBO GO. Nie miałem okazji obejrzenia zarówno filmu jak i miniserialu, ale chętnie nadrobię zaległości.
Znaczenie tytułu
„Paragraf 22" jest to fikcyjny, nieistniejący przepis w regulaminie wojskowym, który jest przyczyną wielu absurdów i paradoksów. W oryginale książka ta nosi tytuł „Catch 22", gdzie słowo „catch" bardziej znaczy „haczyk" albo kruczek prawny. Mniej więcej paragraf 22 mówi o tym, że pilot, który jest szalony, może zostać zwolniony z latania. Teoretycznie. Jednakże, fakt, że pilot chce zostać zwolniony z latania, jest dowodem jego zdrowia psychicznego, a co za tym idzie, wariatem, który chciałby latać dalej, musiałby nadal latać. W konsekwencji, nie ma sposobu na uzyskanie zwolnienia od obowiązków. Chociaż główny bohater powieści pod koniec książki zdaje sobie sprawę, że żołnierze na różne akcje wycierają sobie gębę tym paragrafem 22 i w końcu zaczyna się zastanawiać czy w ogóle taki paragraf istnieje. Co jak co, ale żołnierz chyba powinien mniej więcej znać regulamin wojskowy. Dzięki tej powieści, jej tytuł przeniknął do języka potocznego, gdzie znaczenie "Paragrafu 22" oznacza sytuację absurdalną, sytuację bez wyjścia, sytuację patową, paradoks. Jest to sytuacja, w której występują wzajemnie wykluczające się, nielogiczne zasady, które uniemożliwiają rozwiązanie problemu lub osiągnięcie celu.
Fabuła
Akcja powieści rozgrywa się głównie w roku 1944 a kończy się na początku roku 1945, podczas wyzwalania Włoch przez Aliantów spod buta III Rzeszy. Głównie akcja powieści rozgrywa się na włoskiej wyspie Pianosa, gdzie stacjonuje fikcyjny amerykański 256 batalion lotniczy wchodzący w skład 27 Armii pod dowództwem generała Dreedle'a, który rywalizuje tutaj z generałem Peckhamem. Obaj generałowie się nienawidzą i jeden chętnie by zajął miejsce drugiego.
Głównym bohaterem powieści jest młody, 28 letni, bombardier, kapitan John "Yoyo" Yossarian, który stacjonuje wraz ze swoim batalionem na wyspie Pianosa. Chociaż Yossarian też tak do końca nie jest głównym bohaterem, gdyż występuje tutaj sporo postaci, chociaż Yossarian przebija się w wątkach wielu z nich. Yossarian ma już dość tej wojny i chciałby już w końcu przejść do cywila, wrócić do USA i dać się wykazać młodszym. Ciągle symuluje jakieś choroby, w tym choroby psychiczne, aby tylko nie brać udziału w lotach bojowych. Po prostu Yossarian boi się o własne życie, nie chce umrzeć, nie chce być mięsem armatnim i uważa, że wszyscy chcą go zabić, zarówno Niemcy jak i swoi. Tutaj dochodzi do absurdów. Bo jest tytułowy (w sumie fikcyjny) „Paragraf 22", który umożliwia żołnierzowi natychmiastowego zakończenia służby wojskowej ze względu na chorobę psychiczną. Według tutejszego lekarza, doktora Daneeki, ktoś kto wnosi o wniosek o zwolnienie ze służby wojskowej w trosce o swoje życie, nie jest wariatem, bo tylko wariat się nie boi. I tutaj powstają takie sprzeczności, paradoksy i absurdy. Według tego paragrafu osoba chora psychicznie nie powinna pełnić służby wojskowej (tak, jasne), a Yossarian widzi tutaj samych wariatów. Rzeczywiście jego jednostka jest pełna różnych czubków, psycholi, ludzi zbyt łagodnych aby pełnić służbę wojskową i to na wyższych stopniach i stanowiskach i innych indywiduów. W wojsku to wielu jest psycholi, kto był w wojsku, chociażby w zasadniczej służbie wojskowej, ten wie.
Na przykład dowódcą batalionu jest Pułkownik Cathcart, bardzo ambitny typ, który marzy aby dostać stopień generalski i żeby o nim napisano w Saturday Evening Post i za wszelką cenę chcę się przypodobać górze, choć sam skrycie jej nienawidzi. Przez co cały czas zwiększa limit lotów bojowych, dzięki czemu teoretycznie dany żołnierz mógł być zwolniony do cywila. Kiedy Yossarian zbliża się do tej liczby, nagle limit lotów zostaje zwiększony, co rozwściecza naszego głównego bohatera i symuluje chorobę i udaje się do izby chorych. Przez to Yossarian ma dość tej wojny. Pułkownik Cathcart jest takim człowiekiem pełnym sprzeczności, ja bym powiedział, że takim Twoface z „Batmana" . Na rzeczy patrzy z dwóch stron, raz za i raz przeciw. Ponadto z pogardą patrzy na żołnierzy o niższym stopniu od siebie, ale musi ich tolerować. Ale generałowi Dreedle'owi wlazłby w tyłek, gdyby mógł. To jest taki zadufany w sobie karierowicz. Żeby wysługiwać się innymi, a żeby tylko wystawić pierś do orderu. Szczerze nienawidzi Yossariana i chętnie by się go pozbył, ale nie przez zwolnienie go ze służby. To jest taki przykład karierowicza typu po trupach do celu. Sam podnosi limit obowiązkowych lotów bojowych, a sam ma ich oficjalnie 4, choć żołnierze z batalionu liczą mu 2, w tym jeden przypadkowy. Szczerze nienawidzi Yossariana i chętnie by się go pozbył, ale nie w regulaminowy sposób. Chętnie by widział Yossariana w trumnie albo na dnie Morza Śródziemnego. Pod koniec powieści Yossarian ma już dość (70 lotów chyba starczy) i otwarcie odmawia dalszych lotów i chodzi po jednostce z wycisgnietym pistoletem. W końcu pułkownik Cathcart decyduje się zwolnić Yossariana ze służby, ale daje mu ultimatum. Cena jest ciężka. Albo sąd polowy, albo zwolnienie do USA, ale pod jednym warunkiem... Że polubi pułkownika Cathcarta i jego zastępcę podpułkownika (zapomniałem jak on się nazywał) i zostanie ich kumplem. Będą sobie spijać z dzióbków, mówić do siebie ksywkami z cywila i będzie git. Pułkownik chce aby Yossarian nie mówił o nich źle po powrocie do Stanów Zjednoczonych. Początkowo Yossarian się zgadza, ale później się rozmyśla i postanawia uciec.
Na przykład jest postać Major Major Major, a właściwie to chyba nawet poczwórny Major. Zostaje on mianowany przez pułkownika Cathcarta dowódcą jednostki Yossariana. Jest to facet pokrzywdzony przez los już od najmłodszych lat. Bo po jego narodzinach ojciec zrobił głupi kawał i wbrew wiedzy i woli matki nazwał go Major Major, co później będzie przyczyną śmierci matki. W końcu wstępuje w szeregi Armii USA i z takim nazwiskiem oraz wyższym wykształceniem dostaje stopień Majora, a nawet może nawet podwójnego Majora, co później mu się nie będzie podobało. Wolałby być zwykłym szeregowym. Jakby tego było mało, według ludzi podobny był do aktora Henry'ego Fondy, a niektórzy uważali że jest Henrym Fondą, choć sam temu przeczył. To jest poczciwy i strachliwy chłopina, który do wojska się nie nadaje i czasami zapomina o swoim stopniu wojskowym. Był bardzo towarzyski i koleżeński i lubił grać z chłopakami w koszykówkę. I właśnie na boisku do koszykówki pułkownik Cathcart awansował go na dowódcę jednostki. Po tym zaczął odczuwać wrogość innych żołnierzy i czuł się persona non grata na boisku i w całej jednostce. Później rozkazał swojemu sekretarzowi, sierżantowi jakiemuś tam, żeby nikogo nie wpuszczać do jego „gabinetu", kiedy on tam jest. Chyba, że to coś naprawdę ważnego. Po prostu Major Major Major przyjmuje interesantów kiedy go tam nie ma. A gdy jest u siebie, to nikogo nie przyjmuje. Przez to dochodzi do wielu absurdalnych sytuacji. Nie wiem dokładnie czego symbolem jest postać Majora Majora Majora, chyba osoby niekompetentnej, nienadajacej się do piastowania swojego stanowiska.
Jest też porucznik Scheisskopf, później awansowany na pułkownika, a potem po przybyciu na Pianosę awansowany na generała. W miniserialu z 2019 roku był grany przez samego George'a Clooney'a. Bardzo oryginalne i typowe amerykańskie nazwisko, Amerykanin z dziada pradziada. Oczywiście to nazwisko pochodzi z języka niemieckiego i oznacza... „gównogłowy"? Albo „gówniana głowa"? Na jego miejscu zaraz po ataku Japończyków na Pearl Harbor bym zmienił nazwisko, może na Shithead. Z takim nazwiskiem bym się bał żyć w USA, kiedy te przystąpiły do drugiej wojny światowej. Mógłby być posądzony o niemieckie szpiegostwo i osadzony w obozie koncentracyjnym dla Japończyków, a raczej Amerykanów japońskiego pochodzenia. Był on jednym z oficerów w szkole oficerskiej, do której uczęszczał Yossarian. Miał on fioła na punkcie defilad i na regulaminowym kroku defiladowym. Do wojaczki jakoś się nie pchał. Długo studiował krok defiladowy po nocach, aby jego żołnierze byli najlepsi podczas niedzielnych defilad, przedkładając to nad życie prywatne. To był taki typowy tępy wojskowy beton i służbista. Nawet miał pomysł, aby zainstalować na rękach i nogach maszerujących żołnierzy metalowe usztywniacze na stawy, ale odstąpił od tego pomysłu. Już jako pułkownik został wysłany rozkazem sztabu generalnego do Europy, akurat tam gdzie był Yossarian. Według rozkazu każdy oficer Armii USA miał być na placu boju. Scheisskopfowi nie podobał się pomysł stacjonowania w Europie. Generał Peckham nie lubił go i uważał go za idiotę. Po przeniesieniu generała Dreedle'a, Scheisskopf zostaje awansowany na generała i zostaje przełożonym generała Peckhama. Oczywiście generał Peckham nie jest z tego faktu zadowolony i oczywiście pułkownik Cathcart także nie jest zadowolony. Scheisskopf jest takim symbolem, kolesiostwa w wojsku, że dostaje szybkie awanse za nic.
Doktor Daneeka, tutejszy lekarz, też jest takim indywiduum. Był w cywilu lekarzem i chciał na swojej pracy dobrze zarabiać. Kiedy zaczął mu się interes kręcić, wybuchła wojna i dostał powołanie do wojska na lekarza, przez co ciągle jest nieszczęśliwy. Podobnie jak Major Major, nie chce nikogo przyjmować i leczyć, nie licząc ciężkich przypadków, i wysługuje się swoimi dwoma pomocnikami w stopniach szeregowych, którzy nie znają się na medycynie, a sam całymi dniami opala się na tyłach swojego namiotu. Nie chce zwolnić Yossariana ze służby wojskowej zasłaniając się paragrafem 22, choć sam prosi Yossariana o przysługę żeby dołączać jego nazwisko do lotów bojowych, by mieć dodatek lotniczy. Z tego powodu później będzie miał kłopoty, bo jego nazwisko widniało na liście lotu, w którym samolot miał wypadek i wszyscy świadomie albo nieświadomie zaczęli go ignorować i uważać za żywego trupa. Sam doktor stał się ofiarą absurdalnej wojskowej urzędniczej machiny, którą ciężko potem było odkręcić.
Kolejną groteskową i absurdalną postacią jest przyjaciel Yossariana, porucznik Milo Minderbinder, który pełni w jednostce oficera zaopatrzenia kuchni i ogólnie takiego zaopatrzeniowca. Jest to obrotny gość, który z wojny chce zrobić biznes. Można powiedzieć że jest on alegorią takich możnych tego świata, którzy na wojnie robią ogromne biznesy. Milo zakłada coś w rodzaju syndykatu i samoloty wojskowe używa jako samoloty kurierskie. Latają po całej Europie, częściowo po Afryce i Azji Środkowej i robi tam różne interesy, a nawet do nazistowskich Niemiec. Jedynie Milo boi się i nie chce robić interesów z „ruskimi", jak to mówił. Kupują i sprzedają różne towary. Taniej kupić, drożej sprzedać i tak dalej. A nawet sam sobie jest pośrednikiem. Na przykład kupuje świeże jajka z Malty, a potem jak się okazało z Sycylii. W tym syndykacie są praktycznie wszyscy z jednostki Yossariana i każdy na tym trzepie hajs, ale główny bohater nie chce mieć z tym nic wspólnego. W końcu Milo rozkręca własną firmę kurierską, która lata po całej Europie, a nawet w syndykacie są...Niemcy. Dochodzi tu do takich absurdów, że wynajmował Niemcom samoloty, by bombardował nimi swoją własną jednostkę. Albo płacił dwóm stronom konfliktu podczas walki o jeden most. Za takie coś w normalnych okolicznościach byłby sąd polowy i kara śmierci za zdradę stanu i konszachty z wrogiem. Nawet chciano go oskarżyć, ale w swojej obronie pokazał dowody obciążające wszystkich, gdyż prowadził dokładną ewidencję i trzymał faktury, więc tego zaniechano. Dzięki swojej działalności Milo zostaje burmistrzem Palermo i kilku innych włoskich miast, zastępcą jakiejś szychy na Malcie, ale także wiceszachem Oranu czy kalifem Bagdadu. Ale niestety Milo Minderbinderowi powija się noga, kiedy w Egipcie próbuje sprzedać zakupioną bawełnę, której nikt nie chce kupić. W końcu Milo próbuje serwować... bawełnę w czekoladzie w stołówce żołnierskiej. W końcu Milo próbuje uprosić pułkownika Cathcarta, aby pozwolił mu brać udział w lotach bojowych. Ten niechętnie się zgadza i deklaruje się wziąć jego obowiązki na swoje barki. Gdy Milo wymienia pułkownikowi gdzie miałby latać i co kupić, Cathcart głupieje i mówi, że Milo jest niezastąpiony. W końcu Milo i pułkownik Cathcart się zaprzyjaźniają i Milo mianuje pułkownika wiceprezesem w swojej spółce.
Jedną z postaci tragicznych, a zarazem absurdalnych, w tej powieści jest niejaki Mudd, który jest potocznie znany jako „trup z namiotu Yossariana". Był to członek eskadry, który zginął pechowo podczas pierwszej akcji, chyba około w dwie godziny po przybyciu do jednostki, jeszcze zanim oficjalnie został przyjęty i wpisany do ewidencji. To pokazuje absurdy biurokracji panujące w wojsku. Bo Yossarian nie może pozbyć się nieboszczyka ze swojego namiotu i będzie mu śmierdział i się rozkładał. Armia nie może nic zrobić, bo go oficjalnie nie ma w jednostce, nie wiadomo gdzie jest, może zdezerterował? Po prostu jego ciało traktują przedmiotowo. Ponadto jego rzeczy nie widnieją oficjalnie w ewidencji, to wszyscy sobie rozkradają jego sprzęt. To są takie absurdy tej powieści. Armia umyje rączki, przekażą że ich syn/mąż zaginął, albo zastrzelili go gdzieś nad Morzem Śródziemnym i nara. Yossarian bezskutecznie próbuje się go pozbyć ze swojego namiotu. Przełom nastepuje kiedy do namiotu Yossariana zostali przydzieleni nowi i młodzi żołnierze, którzy... po prostu wyrzucają łóżko polowe z trupem na zewnątrz w krzaki oraz jego rzeczy. Tutaj główny bohater doznaje szoku, gdyż on w życiu by czegoś takiego nie zrobił, może z szacunku, bo to był kiedyś człowiek i żołnierz.
Jedną z niewielu w miarę normalnych osób jest przyjaciel Yossariana tutejszy kapelan, kapitan Tappman. Jest on człowiekiem w podobnym położeniu co Yossarian. Z chęcią by się stąd wyrwał, ale się boi. To człowiek, który który nie nadaje się do wojska, jest bojaźliwy i przez wszystkich besztany. Nawet przez swojego adiutanta w stopniu kaprala, później awansowanego na sierżanta. Nie pamiętam dokładnie jak on się nazywał, ale jemu był poświęcony jeden rozdział. Kto to widział żeby kapitan był jebany przez kaprala a później sierżanta. Pod wpływem pewnych zawirowań w fabule, kapelan wpada w małe kłopoty, między innymi z winy Yossariana, ale nie będę zdradzał szczegółów. Kto czytał ten wie. Chodzi o to cenzurowanie listów przez Yossariana, jak był w szpitalu na początku powieści. Pod koniec powieści kapelan trochę się zmienia i zaczyna być trochę bardziej stanowczy dzięki między innymi Yossarianowi i pomaga mu w ucieczce. To właśnie kapelan przynosi radosną nowinę, że najlepszy kumpel Yossariana - Orr, nagle znalazł się w... Szwecji. Przepłynął całą Europę dookoła w pontonie ratunkowym. Yossarian będzie próbował zrobić chyba to samo. Przed końcem powieści mówi Yossarianowi przed jego ucieczką, że ma ochotę powystrzelać po pyskach parę osób i to bez względu na stopień wojskowy i funkcję. Można powiedzieć że kapitan Tappman jest taką samą ofiarą systemu co Yossarian, ale boi się pisnąć słówkiem. Dopiero właśnie dzięki Yossarianowi nabrał trochę odwagi. Nie pamiętam czy znalazł się tutaj z tego samego powodu co doktor Daneeka, czy go wcielili, czy sam poszedł na ochotnika, pozostawiając żonę z trójką dzieci. Trzeba przyznać, że kapitan Tappman nie był takim zwykłym księdzem katolickim, a raczej pastorem anabaptystą. Anabaptyzm był to radykalny odłam kościoła protestanckiego powstały w Szwajcarii w okolicach lat 30 XVI wieku. Nieważne, poczytajcie sobie o tym.
Takich postaci i absurdów w tej książce jest więcej, ale to będzie za dużo czasu i miejsca, by wszystko opisać.
Zakończenie książki ma charakter otwarty i kończy się tym, jak Yossarian dowiaduje się, że jego najlepszy kumpel Orr, który był najczęściej strącany przez Niemców, zaginął i nagle pojawił się w Szwecji. Orr namawiał Yossariana na wspólny lot, ale ten nie chciał z nim latać. Teraz Yossarian zrozumiał, że Orr chciał dać dyla i przepłynął w pontonie ratunkowym całą Europę. Yossarian sam postanawia dać dyla i wyruszyć do Szwecji, do swojego najlepszego kumpla.
Podsumowanie.
Jeśli chodzi o tę książkę, to ja mam ambiwalentne odczucia do tej powieści. Z jednej strony jest genialna i uniwersalna, jest to arcydzieło, z drugiej strony jest prymitywna, chamska i prostacka. W dzisiejszych czasach poprawności politycznej ta książka raczej by nie powstała. W książce są opisy jak nasi bohaterowie wybierali się na przepustki do Rzymu, by tam się zabawiać z prostytutkami. W tej książce kobiety są przedstawione bardziej przedmiotowo, a sami bohaterowie nie gryzą się w język i nazywają je wprost brzydkimi słowami na literę „K" czy „Dź". Widziałem oceny różnych ludzi (między innymi na portalu Lubimyczytać pl), którzy wystawiali tej książce cały wachlarz ocen i książka ta zbiera różne oceny, od 10/10 (arcydzieło) aż po oceny poniżej 5/10 (crap, kaszanka). I sam bym się przychylił wobec oceny 10/10, bo z jednej strony jest to arcydzieło, jest to utwór ponadczasowy i uniwersalny. Tylko jedyny problem jaki mam z tą książką jest to, że bardzo ciężko się ją czyta, nawet jeśli jest to satyra na temat wojskowej głupizny i bezsensowności wojny. Pomimo, że jest to satyra i z jednej strony czyta się to lekko, ale z drugiej strony dłuższe posiedzenia z tą książką mogą zmęczyć. Równocześnie jest to lekka i ciężka lektura (Widzicie? Paradoks). Podziwiam osoby, które przeczytały tę książkę za jednym zamachem. Ja nie mogłem. Musiałem sobie ją dawkować, aby nie zwariować. A najgorsze są momenty jak bohaterowie droczą się ze sobą w dialogach i powtarzają te same kwestie, odpowiadanie pytaniem na pytanie i te ciągłe zapętlenia w wątku rozmowy. Przykładem jest choćby scena przesłuchania kumpla głównego bohatera Yossariana w szkole podoficerskiej przez tego pułkownika z wąsem, tego majora i porucznika Scheisskopfa, jak tam ciągle sobie przerywali. Jest to taki staromodny, slapstickowy humor i bardzo śmieszny, ale mnie wymęczyły takie momenty w tej książce. Ja musiałem sobie dawkować tę książkę, bo za jednym razem bym nie dał rady i chyba bym zwariował. Tym bardziej, że książka nie jest cienka i w wersji fizycznej zajmuje prawie 500 stron, a w postaci e-booka zajmuje podobną ilość stron. Jeszcze w powieści tej nie jest zachowana ciągłość chronologiczna akcji i autor tak skacze po wydarzeniach, więc też czytelnik musi czytać tę książkę w skupieniu, aby się nie pogubić. A najlepiej jakby przeczytał ją jeszcze raz. Ja glimałem tę książkę przez prawie dwa tygodnie. Jeszcze słuchałem sobie jej w pracy, ale przebrnięcie przez audiobooka na Audiotece czytanego przez pana Krzysztofa Globisza było męką. Nie chodzi mi o osobę pana Krzysztofa Globisza, bo to świetny aktor żeby nie było, ale ktokolwiek by tego nie przeczytał, wysłuchanie tego audiobooka byłoby męczące. Współczuję panu Krzysztofowi Globiszowi, że musiał to czytać na głos, chociaż tam genialnie intonował głos wypowiedzi poszczególnych postaci. Nie wiem ile tam trwały sesje nagraniowe, ale długość audiobooka wynosiła prawie 30 godzin. Współczucia i wyrazy podziwu dla pana Krzysztofa Globisza. Jeśli miałbym ocenić tę książkę to dałbym jej 10/10, a nawet 50/10, ale ze względu na to, że ciężko się ją czyta i nie każdemu się ona podoba, dam jej „tylko" 9/10. Ale tak czy siak, jest to jedna z najważniejszych książek w XX wieku, a może nawet i w całej historii. Lektura obowiązkowa, po prostu must have.