Przeczytane: Stanisław Lem - „Katar" (1976, 2016) - Wydawnictwo Cyfrant
Ostatnio wróciłem do czytania książek po ponad rocznej przerwie, bo wiadomo, nie samymi gierkami człowiek żyje i trzeba było trochę odciążyć głowę. W pierwszej kolejności oczywiście zabrałem się za książki pana Stanisława Lema.
W tym czasie dowiedziałem się, że Wydawnictwo Literackie wydaje drugą część trylogii „Czasu nieutraconego", czyli „Wśród umarłych" będącym kontynuacją „Szpitala przemienienia", którego jak pewnie wiecie, komuniści nie chcieli wydać jako jedną powieść, więc zmusili Stanisława Lema do napisania dwóch kolejnych części tej trylogii, które były komunistycznymi paszkwilami i których Stanisław Lem później się wstydził i nie chciał już ich wydawać bodajże po roku 1975. Jedyną opcją żeby dostać trylogię „Czasu nieutraconego", to było kupno używanego egzemplarza wydawanego od 1955 roku do połowy lat 70 XX wieku. Chociaż książka „Wśród umarłych" powstała już wcześniej, bo w 1946 roku, ale ukazała się dopiero w roku 1955. Zastanawiam się nad kupnem tej książki, choć już zaczyna mi brakować miejsca na półce na książki (znowu), ale pewnie za jakiś czas wyjdzie w formie e-booka.
Widziałem też, że jeszcze Wydawnictwo Karakter wznowiło „Cyberiadę" i „Bajki robotów" w takim zbiorczym, dowalonym, limitowanym nakładzie, wręcz można powiedzieć w kolekcjonerskim wydaniu, w twardej oprawie i zawierającym oryginalne rysunki autorstwa pana Daniela Mroza. Zastanawiam się nad kupnem tej książki, ale już nie mam miejsca na półce żeby to pozostawić. Będę musiał kupić chyba nową półkę albo witrynkę. Tylko, że cena tego wydania wynosi ponad 100 złotych, ale ze względów kolekcjonerskich myślę że warto.
Pierwszą książką, którą przeczytałem, była powieść „Katar". Ze względu na braki miejsca na książki na półce (kto mi ciągle dokłada te książki, już część książek oddałem, respawnują się czy co?) byłem zmuszony kupić sobie wydanie cyfrowe w postaci e-booka, który nie był aż taki drogi, gdyż kosztował kilkanaście złotych na Woblinku, a często tam są promocje na e-booki. Oczywiście wybrałem sobie wydanie tej książki od Wydawnictwa Cyfrant, które ukazało się w 2016 roku i jest to wydanie drugie poprawione. Zastanawiam się nad kupnem najważniejszych książek Stanisława Lema w formie papierowej od Wydawnictwa Literackie, gdzie pojedyncza książka kosztuje około 30 złotych. Ale najpierw będę musiał sobie kupić drugą półkę lub witrynkę na książki, bo już znowu nie mam miejsca gdzie ich trzymać. Niech tylko znajdę tego, który ciągle dokupuje mi te książki. „Katar" nie jest to długa książka, gdyż zajmuje ona 199 stron w formie cyfrowej i dzięki średniego rozmiaru czcionki oraz wartkiej akcji, czyta się tę książkę bardzo szybko. Nie wiem ile może ona zająć w formie fizycznej, ale podejrzewam, że podobnie. Sprawdziłem na stronie „Lubimy czytać pl", że wydanie fizyczne tej książki zajmuje 256 stron, a przeczytanie jej zajmie około 4 godziny i kwadrans.
Na początku trzeba zaznaczyć, że powieść „Katar" rozgrywa się na Ziemi a nie w kosmosie i w czasach bliskich autorowi, a nie w przyszłości. Historia zawarta w powieści jest opowiadana z perspektywy narratora pierwszoosobowego, opowiadana w czasie przeszłym, tutaj protagonista jest narratorem. Sama powieść była pisana w okolicach 1975 roku, a została wydana na początku roku 1976 dzięki Wydawnictwu Literackie. Akcja powieści rozgrywa się współcześnie do czasów kiedy książka była pisana, w pierwszej połowie lat 70 XX wieku, bodajże w 1973 roku jak dobrze pamiętam. Miejscem akcji są głównie Włochy (Neapol , Rzym) i Francja (Paryż). Bohaterem powieści „Katar" jest bezimienny amerykański astronauta, gdyż w powieści nie pada ani razu jego imię i nazwisko, który tutaj jest nazywany Astronautą, który jest zmuszony do przejścia na przedwczesną emeryturę ze względu na swoją alergię. Na emeryturze protagonista książki podejmuje się niebezpiecznego zadania i bawi się w takiego detektywa albo w... przynętę, wtykę. Otóż pewna grupa amerykańskich (głównie) turystów a dokładniej kuracjuszy, która spędzała wakacje (kurację) w jednym z neapolitańskich kurortów zaczęła ginąć w niewyjaśnionych okolicznościach. Po prostu po około tygodniu, do dziesięciu dni pobytu, zaczęli popadać oni w obłęd i niektórzy popełniali samobójstwa. Paru ludziom udało się uniknąć tragedii dzięki przytomności osób bliskich. Ale głównie ofiarami byli samotni mężczyźni (głównie Amerykanie, choć było paru Europejczyków) w średnim wieku i przede wszystkim chorzy na górne drogi oddechowe (astmatycy, alergicy). Nasz protagonista zgadza się na zbadanie tej dziwnej sprawy po śmierci jego poprzednika, niejakiego Adamsa. Akcja powieści rozpoczyna się w momencie kiedy nasz protagonista kończy pobyt na „kuracji" jako wtyka, która jest obserwowana przez tajniaków, ale nic się nie wydarzyło. Nasz bohater przygotowuje się do wyjazdu do Rzymu, aby potem polecieć samolotem do Paryża i zdać swoim mocodawcom raport, że nic się nie wydarzyło. Jakby tego było mało, na lotnisku w Rzymie nasz protagonista staje się przypadkowym bohaterem, gdyż prawie udało mu się udaremnić zamach bombowy podczas odprawy na samolot. Otóż w kolejce za naszym bohaterem stał zamachowiec, który miał ukrytą bombę w kamerze turystycznej. Tuż przed wybuchem naszemu protagoniście, dzięki swojemu astronautycznemu treningowi, udaje się popchnąć zamachowca i uratować przypadkową dziewczynkę, która stała rzed nim w kolejce do odprawy i którą pociągnął ze sobą, jak zeskoczył z tego pomostu na dół. Później się okazało, że to córka jakiegoś bogatego właściciela winnic i winiarni w Clermont. Oczywiście nie obyło się bez ofiar śmiertelnych, ale mogło być ich znacznie więcej. Oczywiście zaczynają się przesłuchania przez policję i ochronę lotniska, ale dzięki pomocy amerykańskiego konsulatu i tym, że główny bohater jest znanym Astronautą, udaje się naszemu protagoniście polecieć do Paryża po złożeniu zeznań. Tutaj protagonista drwi, że po tym wydarzeniu chcą nakręcić film, a jego postać ma zagrać Belmondo, natomiast dziewczynkę znana angielska aktorka. Oczywiście dziecko będą chcieli zastąpić dorosłą kobietą, bo z dzieckiem nie wypada iść do łóżka. W Paryżu Astronauta spotyka się ze swoim mocodawcą, niejakim doktorem Barthem i obaj panowie zaczynają swoje śledztwo na temat tej sprawy, przyglądając się aktom każdej ofiary z osobna. Tutaj panowie zaczynają snuć najróżniejsze teorie spiskowe na temat tych samobójstw. I może starczy, więcej nie będę zdradzał fabuły.
Powieść „Katar" przede wszystkim porusza problem przypadkowości w losie człowieka, że o wydarzeniach często decydują przypadki, a nie z góry zaplanowany porządek dnia. Że nic w życiu nie jest zaplanowane, choćbyśmy mieli zaplanowany dzień od A do Z, bo zawsze znajdą się czynniki (choćby inni ludzie lub niespodziewane zdarzenia), które mogą wywrócić nasz plan dnia do góry nogami. Że jedno niespodziewane zdarzenie, a nawet splot niespodziewanych zdarzeń, mogą być przyczyną wypadku na drodze, śmierci człowieka lub innych nieszczęśliwych zdarzeń. Że często człowiek znajduje się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze. Książka też porusza teorię chaosu, do której także zaliczamy tak zwany „efekt motyla", gdzie nawet najmniejsza zmiana lub niepozorny przedmiot może wywrócić nasze życie do góry nogami i może się przyczynić do naszej śmierci.
Podsumowując, wydaje mi się, że „Katar" jest chyba troszkę lepszy niż powstałe około 16 lat wcześniej „Śledztwo". Sam Stanisław Lem ponoć mówił, że „Katar" jest ulepszoną wersją „Śledztwa", którą chciał napisać i chyba się z tym zgodzę. „Katar" podobnie jak „Śledztwo" jest nietuzinkową powieścią detektywistyczną, która też bawi się konwencją, łączy się z innymi gatunkami, między innymi z fantastyką i prowadzi nas do niespodziewanego finału, gdzie całkiem przypadkowo tuż przed odlotem z Paryża do Stanów Zjednoczonych nasz bohater odkrywa kto jest mordercą, ale nie będę tutaj spoilerował fabuły, aby nie psuć czytelnikom zabawy. Początek powieści zaczyna się jak typowa powieść sensacyjna i trzyma czytelnika w napięciu, zachęca go do przeczytania książki od pierwszych stron, by go wciągnąć jak wir wydarzeń, a na końcu czytelnik zadaje sobie pytanie: „what the fuck, co tu się właśnie wydarzyło?". Powieść tę czytało mi się lekko i przyjemnie, zwłaszcza pierwsze rozdziały książki, które są nazwane nazwami miast na przykład: „Neapol", „Neapol-Rzym", „Rzym", „Paryż", gdzie nawet na drodze z Neapolu do Rzymu nasz bohater ma paranoiczne lęki przed potencjalnym zabójcą i także tutaj przeżywa kilka przygód. Ale najbardziej podobał mi się rozdział z zamachem bombowym na rzymskim lotnisku, nie wiem czemu. Być może dlatego, że czytało mi się go najbardziej z zapartym tchem. Można powiedzieć, że powieść ta jest krytyką ówczesnych czasów, dlatego że w latach 70 i 80 był to czas terroru w liniach lotniczych, gdzie ludzie głównie pochodzenia arabskiego (głównie bojownicy z palestyńskiego Hamasu) porywali samoloty albo wysadzali je w powietrze. Najprawdopodobniej impulsem do napisania rozdziału był zamach na rzymskim lotnisku Fiumicino, który miał miejsce 17 grudnia 1973 roku, czy też tak zwana „Niedziela porwań", która miała miejsce 6 września 1970 roku. Nie należy też zapomnieć o zamachu na izraelskich sportowców podczas Igrzysk Olimpijskich odbywających się w 1972 roku w Monachium dokonanym przez palestyńską grupę Czarny Wrzesień. Tym bardziej, że zamachowiec w powieści był jeden i nie był pochodzenia arabskiego, ale też nie będę zdradzał jego narodowości. Dopiero później powieść zwalnia mniej więcej w połowie, kiedy nasz protagonista dociera do Paryża do swojego mocodawcy, gdzie panowie zaczynają burzę mózgów i zaczynają snuć najprzeróżniejsze teorie spiskowe na temat zagadkowych śmierci kuracjuszy i tutaj też zaczynają się rozmowy na tematy filozoficzne, egzystencjalne, czego nie lubię w książkach Stanisława Lema. Powieść tę czytało mi się szybko i z zapartym tchem, a ukończenie jej zajęło mi jeden dzień.
Dobra będzie mały spoiler. Jeśli nie czytaliście tej powieści, to pomińcie ten akapit.
Niestety trochę końcówka powieści sprawia mały zawód i odwraca wszystko do góry nogami, kiedy okazuje się, że zabójcami nie są krasnoludki, ani kosmici, ani to nie był zamach terrorystyczny bronią biologiczną, ani polityczny spisek. Z pomocą przychodzi ime znajomy mocodawcy, tutejszy inspektor policji, który opowiada o podobnym przypadku jednego faceta, który miał zakład naprawiający okulary, ale tej sprawy nie udało się rozwiązać, ale jego opowieść pomogła rozwiązać zagadkę tajemniczych śmierci. Okazuje się, że „zabójcą" jest nieszczęśliwy zbieg okoliczności, gdzie kilka substancji chemicznych, w tym substancja z leków przeciwalergicznych łączy się z innymi substancjami i związkami chemicznymi, by stworzyć trującą mieszaninę, która wywołuje u człowieka halucynacje, napady lęku, które doprowadzają człowieka do popełnienia samobójstwa. Tego doświadcza nasz główny bohater pod koniec pobytu w Paryżu. Dzięki przebłyskom świadomości oraz trzeźwego myślenia podczas stanu „odlotu", które ratują mu życie, gdyż bohater przykuwa się kajdankami do kaloryfera w swoim pokoju hotelowym. Myślę, że przez taką końcówkę część czytelników może odczuwać mały niedosyt.
Koniec spoilerów.
Muszę przyznać, że sam przez końcówkę powieści odczuwałem mały niedosyt. Naprawdę „Katar" to jest świetna powieść detektywistyczno sensacyjna i chyba troszkę lepsza od „Śledztwa", ale zabrakło jej tego „czegoś". Pewnie znowu lepszej końcówki. Potencjał w tej powieści był ogromny. Niestety przez wyhamowanie akcji i przez końcówkę muszę obniżyć tej książce ocenę do 8/10, bo potencjał na ocenę maksymalną tutaj był ogromny. Tak czy inaczej gorąco polecam.