Obejrzane: Fallout - Sezon 1 (2024) - Kilter Films, Big Indie Pictures, Bethesda Game Studios, Amazon MGM Studios



„War. War never changes.” („Wojna. Wojna nigdy się nie zmienia.”). Tymi słowami wypowiadanymi przez Rona „Brzydala” Perlmana witają nas intra do gier z serii „Fallout”. Słowa te stały się wizytówką gier z serii „Fallout” i weszły do popkultury.



Gdyby ktoś przez ostatnie 27 lat przesiedział pod kamieniem (albo jeszcze gorzej, w Krypcie) i jakimś cudem nie słyszał o serii „Fallout”, jest to seria gier stworzona przez firmy Black Isles Studios i Interplay Entertainment i wydawane przez tę drugą firmę, założoną w 1983 roku między innymi przez Briana Fargo, twórcy takiej gry jak „Wasteland" z 1988 roku, która była protoplastą „Fallouta”. I co najważniejsze, miała cykl dnia i nocy.


Studio Interplay Entertainment specjalizowało się w staroszkolnych izometrycznych grach RPG, które wraz ze studiem Black Isle Studios zrobili takie gry jak: „Fallout", „Planescape Torment”, „Baldur's Gate” czy „Icewind Dale”. To tak w wielkim skrócie. 


Pierwszy „Fallout” (a dokładniej „Fallout: A Post Nuclear Role Playing Game”) został wydany w 1997 roku, a rok później został wydany sequel „Fallout 2: A Post Nuclear Role Playing Game”, ale przyjęło się, że te gry nazywamy skrótem: „Fallout” lub „Fallout 2”.

 Były to gry RPG pokazane w rzucie izometrycznym, których akcja toczyła się w przyszłości, w Stanach Zjednoczonych Ameryki po wojnie atomowej. Jak na tamte czasy te gry były tak niepoprawne politycznie i przy okazji tak satyryczne, że przy dzisiejszej poprawności politycznej nie miałyby szans wyjść. Niestety później w trakcie zawirowań Brian Fargo stracił prawa do gry „Wasteland” (chyba na rzecz EA) i dzięki temu powstał „Fallout". Później Interplay na początku lat 2000 sprzedało prawa do „Fallouta" studiu Bethesda Softworks, dzięki czemu ukazały się następne części „Fallouta” w konwersji gier TPP/FPP w trójwymiarowym otwartym świecie, co nie wszystkim się podobało i niestety anulowano trzecią część gry zatytułowaną „Van Buren”, która wtedy powstawała. Później Brian Fargo otworzył nowe studio inXile Entertainment, odzyskał prawa do marki „Wasteland” i w 2014 roku ukazała się druga część gry, a w roku 2020 wyszedł „Wasteland 3”, które są pokazane w rzucie izometrycznym jak dwa pierwsze „Fallouty” i wielu fanów uważa te gry za duchowych spadkobierców „Fallouta” i odrzucając te trójwymiarowe od Bethesdy. To tak w wielkim skrócie.


Jakimś tam wielkim fanem serii gier „Fallout” nigdy nie byłem, choć na przełomie lat 90 i 2000 zaczynałem od dwóch pierwszych części „Falouta” i nie była to miłość od pierwszego zagrania. Pamiętam, że dwa pierwsze „Fallouty" dało jako pełniaki CD-Action i pierwsza moja reakcja kiedy odpaliłem jedną z nich, była taka: „ale gówno" i gra wylądowała na półce na rok (Ty idioto!). Dopiero po tym czasie z nudów odpaliłem jeszcze raz i się wciągnąłem. Jakim ja byłem głąbem.


Trochę grałem w „Fallout New Vegas" z 2010 roku i w „Fallout 4" na PS4, kiedy ten wyszedł pod koniec 2015 roku. Motyw był taki, że gdy była premiera „Fallouta 4" w listopadzie 2015 roku to specjalnie po robocie pojechałem do Media Marktu w Czeladzi, bo chciałem kupić wersję na PC, ale ich już nie było. Wyhaczyłem ostatnią sztukę na PS4, ale kupiłem. W „Fallouta 4” tłukłem chyba całą końcówkę 2015 i pierwszy kwartał roku 2016 na PS4 na przemian z „The Division” i miałem prawie 700 godzin na liczniku. Wiem, że wielu ludzi narzeka, ale ja lubię tę część. Nawet nagrywałem let's play'e z tej gry na YouTube. Dzięki tej grze poznałem kanał Kamila „Dere” The GrooFile, a obecnie prowadzi kanał GraczFun. Aż mam ochotę w to zagrać, wziąć Ochłapa (owczarka niemieckiego - R.I.P. River [*] ) i Piper Wright i wyruszyć na pustkowie w okolicach Bostonu.

To co? Zabieramy drużynę i wyruszamy w drogę?
Część trzecia jakoś mnie minęła bokiem, bo kiedy wychodziła w 2008 roku, to ja wtedy trzaskałem w „The Elder Scrolls IV: Oblivion", ale później też ją nadrobiłem. Nie jestem jakimś turbo fanem tego uniwersum, ale lubię gry z tej serii, zarówno te starsze jak i te nowsze.



Ostatnio dzięki serialowi na Steamie nagle wzrosło zainteresowanie grami z tej serii, ciekawe czemu? Starzy fani przypomnieli sobie o tej franczyzie, a być może serial przyciągnął nowych Akolitów. Good... good... Nawet ostatnio były promocje na Steamie na gry z tej serii i do pełnej kolekcji brakowało mi tylko MMO „Fallout 76” z 2019 roku, którego zgarnąłem za trzy dyszki.



Oprócz tego wyszły spin offy, takie jak: „Fallout Tactics: Brotherhood of Steel” z 2001 roku. Nie wiem czemu ta gra jest tak hejtowana, ale także jest uważana za niekanoniczną. To taki X-Com w uniwersum Fallouta. Można tutaj było walczyć zarówno turowo jak i w czasie rzeczywistym.


Ponadto był anulowany w 2003 roku „Fallout 3: Van Buren”, którego kod źródłowy nie zaginął i nawet było zaprezentowane demo technologiczne i fani próbują dokończyć ten tytuł i stale jest uaktualniany. Ostatnio wyszła jakaś łatka do Van Burena.

Na dniach (chyba 28 kwietnia 2024) miał wyjść „Fallout London”, fanowska modyfikacja do „Fallouta 4”, a raczej całkiem nowa gra, ale ze względu na datę premiery next gen patcha do „Fallout 4" (zaplanowana na 25 kwietnia 2024, akurat teraz) twórcy moda byli zmuszeni do przesunięcia daty premiery, aby mod był kompatybilny z nową wersją gry. Podobno nawet serwis GOG chciał wspomóc twórców moda jako host na pliki, na wypadek gdyby mod okazał się za duży dla Nexusa.

No i oczywiście w 2015 roku na komórki wyszła gra mobilna „Fallout Shelter”, która od dawna jest darmowa i można ją zdobyć choćby na Steamie czy w Google Play.




„Fallout” jest to amerykański serial  science-fiction bazujący na grach komputerowych o tym samym tytule i wyprodukowany wspólnie przez Amazon MGM Studios, Bethesda Game Studios, Kilter Films i Big Indie Pictures. Twórcami serialu są: Graham Wagner
Geneva Robertson-Dworet. Wśród producentów wykonawczych możemy znaleźć nazwiska twórców serialu, Jonathana Nolana (z tych Nolanów - brat Christophera), Lisę Joy czy Todda Howarda.

Gatunkowo „Fallouta” nie da się zaliczyć do jednego gatunku. Mamy tutaj mieszaninę kina katastroficznego, post-apo, dramatu, melodramatu, kina akcji, westernu, czarnej komedii, satyry, thrillera politycznego i kryminału. 

Serial był kręcony od czerwca 2022 roku do marca 2023. Sceny kręcono między innymi w Las Vegas, w Nowym Jorku, Nyack (Nowy Jork, USA), Jersey City (New Jersey, USA), Wendover (Utah, USA) i Kolmanskop (Namibia).

Pierwotnie premiera serialu miała się odbyć w piątek 12 kwietnia 2024 roku, lecz została przyspieszona o dwa dni i serial ukazał się na Amazon Prime w środę 10 kwietnia 2024 roku. Żeby obejrzeć serial musiałem wydać na abonament 49 złotych... za ROK, nie za miesiąc. 🤯. Tylko szkoda, że nie mam ostatnio czasu aby oglądać seriale na VOD-ach. Pewnie obejrzę „Fallouta” jeszcze raz, aby wyłapać pewne smaczki w fabule, bo ten serial wymaga przynajmniej dwóch posiedzeń, aby wszystko zrozumieć, a potem się najwyżej anuluje subskrypcję lub poczeka do wygaśnięcia tej. Dobre jest to, że Amazon wypuścił cały pierwszy sezon od razu, a nie jak w przypadku HBO i „The Last of Us” gdzie wypuszczali odcinki co tydzień. Ja sobie obejrzałem pierwszy odcinek wieczorem z 12 na 13 kwietnia, a później obejrzałem resztę w nocy z soboty na niedzielę 13/14 kwietnia 2024 roku. Pierwszy sezon obejmuje 8 odcinków, które średnio trwają godzinę. Najdłuższy był chyba odcinek pilotowy, który trwał około 75 minut, a najkrótszy trwał około 48 minut, ale średnio odcinki trwają koło godziny.




Akcja serialu „Fallout” rozgrywa się w Kalifornii, a dokładniej w okolicach miasta Los Angeles w roku 2296, w 45 lat po wydarzeniach opowiedzianych w grze „Fallout 2” i 15 lat po wydarzeniach z gry „Fallout New Vegas" oraz w 219 lat po wybuchu wojny atomowej, która niemal zniszczyła ludzkość do cna. Nie będę tutaj omawiał całego uniwersum, bo to jest materiał na osobny artykuł, więc to napiszę w wielkim skrócie dla osób niewtajemniczonych w uniwersum tego świata, gdyż nie jestem wielkim turbo fanem. Akcja tego uniwersum rozgrywa się w postapokaliptycznym świecie, w którym w roku 2077 (23 października) doszło do wojny atomowej, która pogrążyła świat w ruinie. Uniwersum to rozgrywa się w alternatywnej rzeczywistości, gdzie po drugiej wojnie światowej technologia w USA zatrzymała się na latach 50 XX wieku i była skupiona na atomie, stąd też taki retro futuryzm. Stany Zjednoczone Ameryki są bliskie bankructwa, a jedynym ratunkiem, który trzyma ten kraj są chciwe korporacje , w tym Vault-Tec, który trzyma łapę na połowie USA i która zbudowała na terenie USA system (122) schronów atomowych zwanymi Kryptami. W tym świecie Związek Radziecki nie upadł i miał się dobrze, ale to największym zagrożeniem są komunistyczne Chiny. W tym świecie doszło do kryzysu surowcowego, zwłaszcza ropy naftowej, przez co doszło do wojny atomowej, która niemal zniszczyła ludzkość. W roku 2066 komunistyczne Chiny najechały na Alaskę, ale po jedenastu latach ciężkiej walki pod Anchorage Amerykanom udało się odeprzeć komunistycznych najeźdźców. Weteranem tych walk był męski protagonista „Fallouta 4”. W tym czasie także USA anektowały Kanadę. Bezpośrednią przyczyną wojny atomowej była napaść Chin na Tajwan, a potem wszystko poszło efektem domina. Do konfliktu przyłączyły się Stany Zjednoczone i Związek Radziecki i skończyło jak się skończyło. W ogromnym skrócie. Dawno temu czytałem to całe lore czy uniwersum „Fallouta”, ale sporo zapomniałem. Na pewno znajdą się tacy „mądralińscy”, którzy będą mnie poprawiać. Zostawmy background tego uniwersum i zajmijmy się fabułką serialu.



W serialu jest trójka głównych bohaterów, choć taką najbardziej główną bohaterką jest młoda dziewczyna Lucy MacLean (którą zagrała Ella Purnell) córka zarządcy Krypty 33 i która mieszka w Krypcie 33, która stanowi zespół trzech krypt z Kryptami 32 i 31. Poznajemy ją w dniu, kiedy miała wyjść za mąż za nieznanego mężczyznę z Krypty 32, ale podczas wesela najeżdżają kryptę bandyci, którzy dziesiątkują populację i porywają ojca Lucy. Dziewczyna przeżywa i postanawia wyjść na powierzchnię i poszukać ojca. To temat przewodni gier, gdzie protagonista jest zmuszony do wyjścia na powierzchnię Ziemi i szukania czegoś lub kogoś. W części pierwszej gry musiał znaleźć hydroprocesor nawadniający Kryptę 13 i miał na to 150 dni. W części drugiej „Fallouta” musieliśmy znaleźć artefakt G.E.C.K. (Garden of Eden Creation Kit - już nie pamiętam co to było, chyba system terraformujący), w części trzeciej szukaliśmy ojca, a w „Falloucie 4” porwanego syna.


Drugim bohaterem jest czarnoskóry Maximus (którego zagrał Aaron Motten) należący do Bractwa Stali, które przypomina trochę koszary amerykańskiej armii. W dzieciństwie jako jedyny przeżył wybuch mini atomówki, którą ktoś spuścił na jego miasteczko, a dzieciaka ukrywającego się w lodówce (oko w stronę Indiany Jonesa?) odnaleźli rycerze z Bractwa i wzięli go do siebie. Bractwo Stali powstało praktycznie zaraz po kataklizmie i zajmuje się poszukiwaniem przedwojennych „artefaktów” (czytaj złomu). Maximus marzy o tym aby się stać Rycerzem Bractwa Stali i nosić pancerz wspomagany, a także czynić dobro. Ale najpierw musi stać się giermkiem Rycerza. W końcu mu się udaje zostać giermkiem, ale podczas pierwszej akcji jego Rycerz zostaje zabity przez zmutowanego niedźwiedzia (nie pamiętam jak one się nazywały w tym uniwersum - Yao Guai czy coś takiego), a Maximus przywłaszcza sobie jego pancerz wspomagany. 


Trzecim głównym bohaterem serialu jest Cooper Howard (którego zagrał Walton Goggins). Jest to Ghul, który przed wybuchem wojny atomowej był żołnierzem i walczył na Alasce z Chińczykami, a także był aktorem w filmach noir i w westernach, a także „twarzą” reklamującą sieć Krypt Vault-Tec, ale także był „twarzą” słynnego Vault Boy'a (tego blondynka pokazującego kciuki w górę).


 Po wybuchu wojny atomowej stał się kowbojem i łowcą nagród, który akurat ściga zbiegłego naukowca z Enklawy oraz przywódcę Republiki Nowej Kalifornii (NCR). Jest to taki typowy cyniczny badass i czarny charakter z westernów, gość pozbawiony uczuć. Gość wskutek utraty żony i córki (najprawdopodobniej) trochę zbzikował i stał się podobny do Joela Millera z pierwszego rozdziału „The Last of Us”. Ghule są zmutowanymi ludźmi wskutek choroby popromiennej. Stają się silniejsi, szybciej się regenerują i żyją po kilkaset lat. Ale niestety Ghule z czasem mogą zdziczeć i zatracić swoje człowieczeństwo. Niektórzy nawet rozkładają się za życia, a zdziczali czasami przypominają żywe trupy, a zachowaniem takich grzybowych mutantów z „The Last of Us". Raczej to jest pewne, że prędzej czy później losy trójki bohaterów będą musiały się skrzyżować. Ale więcej nie zdradzę.



Aha i jeszcze zapomniałem. W serialu toczy się równolegle wątek młodszego brata Lucy, Norma MacLeana (w tej roli Moisés Arias) i ich kuzyna Cheta (w tej roli Dave Register), którzy na własną rękę rozpoczynają śledztwo, jak doszło do ataku na kryptę i potajemnie zakradają się do Krypt 32 i 31, aby sprawdzić jakie tajemnice one skrywają. A jak wiadomo, jeśli ktoś się interesuje uniwersum „Fallouta”, ten wie, że Vault-Tec nie zbudowało krypt z dobroci serca i żeby ocalić jak najwięcej ludzi. O nie... Praktycznie każda krypta skrywała jakąś mroczną tajemnicę, a prawie każda przeprowadzała jakieś eksperymenty „socjologiczne” na ludziach, żeby sprawdzić jak sobie ludzie poradzą w tamtych warunkach. I to tyle ode mnie, więcej nie zdradzę. Miłego oglądania.




O technikaliach i sposobu kręcenia serialu nie będę się wypowiadał, bo się na tym nie znam. Jestem dyletantem, który lubi obejrzeć jakiś film lub serial (dawniej oglądałem o wiele więcej, teraz nie mam na to czasu). Powiem, że nie jest to „recenzja”, a raczej moje wrażenia, ględzenie dyletanta o filmach. Jeśli chcecie poznać zdanie kogoś, kto się zna na filmach, to zapraszam choćby na kanał Na Gałęzi autorstwa Marcina Łukańskiego, który też bardzo polecam. Gość ma ogromną wiedzę o filmotwórstwie i potrafi każdą scenę rozebrać na czynniki pierwsze. Może kiedyś rozbierze „Fallouta” na czynniki pierwsze. Wiem, że w serialu postawiono bardziej na praktyczne efekty specjalne, ale nie zabrakło tutaj efektów CGI. Ja się na tym nie znam, ale słyszałem opinie, że niektóre są świetne, a niektóre dosyć... średnie. Za to bardzo mi się podobają dalekie plenery pokazujące cały ten wasteland pokryty piachem i opadem radioaktywnym, te zniszczone budynki czy nawet wraki statków czy samolotów, a nawet pokazane w oddali New Vegas. 

Na wielki szacunek zasługuje scenografia, a zwłaszcza wnętrz krypt. Podobno zbudowano te krypty od zera, a wyglądają one jak żywcem wzięte z nowszych gier Bethesdy. Podobno nawet posadzono Todda Howarda w gabinecie zarządcy krypty i podobno gość był pod wrażeniem. Nie dość, że gabinet zarządcy odwzorowano niemalże 1:1 z gier, to nawet dokumenty na biurku zarządcy miały napisane jakieś raporty, a nie były to puste kartki, czy z napisanymi randomowymi znakami.

Też trzeba przyznać, że serial jest brutalny. Nie brakuje tutaj odważnych scen gore, nieuzasadnionej przemocy zahaczającej o granice absurdu, tak że pierwszy „Robocop” Paula Verhovena się chowa. Ponadto w filmie często występują wulgaryzmy, co ostatnio w filmach z lektorem nie często się zdarza. Ilość wulgaryzmów w „Falloucie” chyba dorównuje niektórym filmom, które wędrowały na kasetach VHS w latach 90, choćby „Pulp Fiction”  Quentina Tarantino z nieodżałowanym Tomaszem Knapikiem, gdzie słowa na K czy P leciały często.


O grze aktorskiej nie będę się zbytnio wypowiadał, bo jest ona świetna. Jedynie mam zastrzeżenie do wątku Maximusa i mam nadzieję, że w drugim sezonie jakoś pociągną tę postać. Jest to niewykorzystany potencjał. Moim zdaniem całe show w tym serialu kradnie Walton Goggins w roli Coopera Howarda przed wojną i Ghula w przyszłości. Ten facet bierze na barki i niesie całe show. Kiedy pierwszy raz pojawia się jako Ghul, nie byłem do końca pewien czy to jest ten kowboj z początku serialu, ale później moje wątpliwości zostały rozwiane. Chciałem trochę bardziej skupić się na psychice tej postaci, ale nie chcę za bardzo spoilerować. Przed wojną był taką metaforą Johna Wayne'a czy Gary'ego Coopera, którzy grali dobrych szeryfów i postać Coopera wydaje się być dobrym człowiekiem, dbającym o rodzinę - żonę i córkę. Początek wojny (wstęp do pierwszego odcinka) zastaje go na peryferiach Los Angeles na przyjęciu urodzinowym jakiegoś bogatego dzieciaka, gdzie dorabia jako „gwiazda” i jest tam razem z córką. Wtedy uciekają konno i widzimy panoramę jak kolejne bomby spadają na kolejne miasta i scena się urywa. Nie wiadomo co się stało z jego córką. Później zastajemy go jako Ghula, rewolwerowca i łowcę nagród, wręcz takiego Clinta Eastwooda z trylogii dolarowej. Jest to zimny, cyniczny gość, pozbawiony uczuć i skupiony jest tylko na narodzie za głowy poszukiwanych. Kiedy pojawia się na ekranie, to możemy się spodziewać, że pewnie zaraz padną trupy. Jednego nie mogę mu wybaczyć, że nie zabija dzieci. Taka szlachetna zasada? Rodziców można, ale dzieci? Niech sobie radzą w tym świecie. Obawiałem się tylko, żeby nie zrobili z niego drugiego Joela Millera z „The Last of Us”, który zaopiekuje się Lucy na pustkowiu i żeby za szybko nie odzyskał swojego czlowieczeństwa, którego całkowicie nie stracił. Nie chciałem żeby odbył taką podróż z nieba do piekła i z powrotem, przynajmniej nie za szybko. Dopiero się na to zanosi w drugim sezonie, gdzie na końcu pierwszego sezonu Cooper i Lucy zawierają przymierze i nie chciałbym żeby postać Coopera zbyt szybko zginęła.



Kompozytorem muzyki do serialu jest Ramin Djawadi, a ja myślałem, że jest nim Ion Zur, kompozytor muzyki między innymi z gier: „Fallout 3”, „Fallout 4” i „Fallout New Vegas”. W serialu możemy usłyszeć charakterystyczne motywy muzyczne, między innymi motyw przewodni (main title) z „Fallouta 3 i 4". W serialu możemy usłyszeć charakterystyczne utwory dla gier, między innymi: The Ink Spots „Maybe” z 1940,  The Ink Spots „I Don't Want to Set the World on Fire” z 1941 roku, a także w w oficjalnym trailerze serialu, czy charakterystyczną trąbkę z piosenki Louisa Armstronga „A Kiss to Build a Dream On” z 1951 roku. W serialu możemy usłyszeć bardziej znane utwory, między innymi The Platters „Only You” z 1955 roku. 






Tradycyjnie chyba zacznę od podsumowania i poprzednie akapity będę pisał w późniejszym terminie. Serial „Fallout” wywołał spore kontrowersje pośród fanów tego uniwersum i zbiera zróżnicowane oceny i opinie. Niektórzy piszą, że jest to żerowanie na nostalgii i na marce i że jest to kał. Inni zaś się zachwycają nad tym serialem. Wielu ludzi ma wyrzuty, że jest to ekranizacja trójwymiarowych „Falloutów ” od Bethesdy. A na czym mieli bazować, na dwóch pierwszych „Falloutach”? Gdzie jest izometryczna i przestarzała grafika i tak mieli to pokazać w filmie? W rzucie izometrycznym? Wraz z tymi animacjami postaci? 


Czy okienka dialogowe z ważniejszymi postaciami, gdzie mieliśmy te animacje twarzy na ekranie powyżej, a niżej były opcje dialogowe? Może wygląd pancerzy wspomaganych, strój mieszkańca krypty, stimpacków, antirada, czy nawet wygląd tych charakterystycznych pistoletów mieli brać z dwuwymiarowych sprite'ów z dwóch pierwszych części? A wygląd pustkowii miał być wzięty z mapy do dwóch pierwszych „Falloutów” i wszystko miało być podzielone na kwadraty? Chyba lepiej bazować na nowszej grze, gdzie jest lepsza i bardziej szczegółowa grafika (i to 3D), a nie na prawie 30 letniej grze, gdzie protagonista jest spritem 2D rzuconym na izometryczną mapę, który nie potrafi płynnie obrócić się wokół własnej osi, tylko mamy pokaz sprite'ów 2D. A może jeszcze mieli pokazać w serialu jak system S.P.E.C.IA.L. albo V.A.T.S. lub działanie perków? Chociaż pokazali niedoskonałości systemu V.A.T.S. przy scenie ucieczki tego naukowca z Enklawy, gdzie wieżyczka z minigunami nie mogła go trafić (choć miała 95% na trafienie), czy system S.P.E.C.I.A.L. kiedy pierwszy raz widzimy Lucy jak się przedstawia. 


Chociaż działanie perków też pokazali, między innymi chyba Bloody Mess, gdzie kula wystrzelona z pistoletu przez Ghula rozrywała ludzkie ciało. Niektórzy ludzie naprawdę są pierdolnięci. Cieszę się, że moim znajomym także spodobał się ten serial.


Najlepsza scena jest wtedy, gdy Lucy dowiaduje się co się stało z Cienistymi Piaskami (za co?) i odkrywa flagę NCR, a w tle zaczyna przygrywać charakterystyczny motyw przewodni z strony tytułowej „Fallouta 3” i „Fallouta 4” skomponowany przez Inona Zura. Przy tej scenie coś mi wpadło do oka i coś zaczęło drapać po plecach. Wielu fanów „Fallouta” znienawidziło twórców serialu za to, co zrobili z Cienistymi Piaskami i zarzucało niekanoniczność. A co nawet jeśli? Można zrobić reboot serii. Ale widziałem komentarze ludzi, że podczas tej sceny płakali, albo podrywali się z kanapy, a inni nawet salutowali.

Niektórym się nie podobało to, że przemycili do serialu motw ludzi LGBT i że serial jest poprawny politycznie. Niektórym przeszkadzało to, że w serialu mamy osobę niebinarną, czyli najlepszego przyjaciela Maximusa z Bractwa Stali, który używa zaimka czy czasownika w rodzaju nijakim (na przykład „zrobiłom”), mamy też wątek homoseksualny. Niektórym przeszkadza to, że główną bohaterką jest kobieta i to nie biała, tylko o azjatyckich rysach twarzy (Persja, Iran), która niczym Sarah Connor z „Terminatora" dojrzewa na pustkowiu i z takiej naiwnej dziewczynki zmienia się w badassa. Ja tylko na to czekałem. Innym przeszkadza obecność czarnoskórego czyli Maximusa, czy też małżeństwo Coopera Howarda z czarnoskórą Barb i ich córeczka. Oczywiście mieli problem z tym, że biali mężczyźni są tutaj pokazani jako ci źli albo jako ci słabi, przykład to jest Ghul/Cooper i ojciec Lucy. Ale moim zdaniem postać Ghula jest najlepsza i ciągnie ten serial. Jest to cyniczny i pozbawiony uczuć facet, który najprawdopodobniej stracił córkę, gdyż na samym początku serialu początek apokalipsy zaskoczył ich na przyjęciu urodzinowym na peryferiach Los Angeles i pewnie dlatego przeżyli. Ale nie wiadomo co się stało z jego córką. Kiedy pojawia się postać Ghula na ekranie to wiadomo, że zaraz padną trupy. Ale myślałem, że z biegiem czasu zacznie przechodzić wewnętrzną przemianę dzięki Lucy i stanie się drugim Joelem Millerem, ale to chyba nastąpi dopiero w sezonie drugim, który już podobno jest zapowiedziany. Mnie te wątki z osobami LGBT czy promowaniu femine power (tak to chyba się nazywa) mnie nie przeszkadzały. Niektórzy ludzie naprawdę są pierdolnięci.

Mnie osobiście „Fallout” się podobał. Pewnie dlatego, że nie miałem żadnych wygórowanych oczekiwań co do tego serialu i dlatego, że nie jestem turbo psycho fanem tego uniwersum. Chciałem tylko, żeby tego nie spieprzyli jak tych „Władców pierścieni” z „Pierścieniami władzy" i nawet w najśmielszych oczekiwaniach nie łudziłem się, że to dorówna poziomem do takiego „The Last of Us" od HBO. A tu proszę, taka niespodzianka. Myślę, że na tę chwilę „Fallout” i „The Last of Us” to są dwie najlepsze adaptacje gier komputerowych. Jedynie mi przeszkadzało to ciągłe puszczanie oka przez twórców serialu dla fanów gier. Co chwilę jakiś easter egg lub nawiązanie do gry. Czasem czułem się jak ten Leonardo DiCaprio z tego mema „that's me!”.



Gdybym miał ocenić ten serial, to dałbym takie mocne 8/10...

O nie! On dał serialowi ocenę 8+/10, a czemu nie 9 czy 10? Jak śmiesz! Przecież 8/10 (8,5! Nie kłam!) to jest niska ocena, a 7/10 w dzisiejszych standardach jest porównywane z crapem. Takimi ocenami zniechęcasz tylko ludzi i przez Ciebie nikt tego nie obejrzy. 

Ale już tak całkowicie na poważnie, „Fallout" to jest bardzo dobry serial, ale „czegoś” mi tu zabrakło. Oglądało mi się to bardzo fajnie i nie wiem kiedy ten czas minął. Klimacik jest, muzyczka jest, graficzka jest, fabułka jest, przemoc i sceny gore są, dialogi pełne wulgaryzmów są, pełno przedmiotów, nawiązań i powiedzeń znanych z gier są, przerysowany (czasem do granic możliwości) czarny humor i satyra na konsumpcjonizm i amerykański styl życia są. Nie wiem, być może tego ostatniego jest trochę za dużo, gdyż niektóre sceny oglądało się już z lekkim zażenowaniem. Naprawdę serial trzyma w ogromnym napięciu i twórcy zręcznie umieścili tak zwane cliffhangery praktycznie na końcu każdego odcinka (czyli koniec odcinka w najbardziej emocjonującym momencie, takie Polsaty jedne) żeby widz zaraz chciał obejrzeć następny odcinek. To się twórcom udało, bo w nocy z soboty na niedzielę obejrzałem cały sezon i nie żałuję. Ostatni odcinek to jest banger i wszystko pozamiatał, choć w niektórych wątkach spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Moim zdaniem twórcy zbyt szybko odsłonili karty, choć nie wszystkie wątki nie zostały wyjaśnione. Będę z niecierpliwością czekał na drugi sezon, bo najprawdopodobniej będzie się rozgrywać w okolicach New Vegas. Mam nadzieję, że Amazon i Bethesda tego nie spieprzą i nie zrobią z tego drugiego „The Walking Dead”, bo potencjał w tym uniwersum jest. Aż nabrałem ochoty, by powrócić do „Fallouta 2” po około 20 latach.
 

Popularne posty z tego bloga

Przeczytane: „451° Fahrenheita” - Ray Bradbury (1953, 2018) - Wydawnictwo Mag

Przeczytane: Stanisław Lem - Szpital przemienienia (1955) - Wydawnictwo Cyfrant