Przeczytane: Stanisław Lem - „Kongres futurologiczny” (1971) - Wydawnictwo Cyfrant




https://woblink.com/ebook/kongres-futurologiczny-stanislaw-lem-3987u

Kolejną książka autorstwa Stanisława Lema, którą udało mi się przeczytać w lutym 2024 roku, był „Kongres futurologiczny” z 1971 roku.

Ja zakupiłem sobie na Woblinku wydanie cyfrowe tej książki, które zostały wydane przez Wydawnictwo Cyfrant w 2012 roku. Ja posiadam wydanie drugie poprawione z 2019 roku. Książka w wersji fizycznej liczy sobie około 150 stron, natomiast w wersji cyfrowej jest o pięć stron cieńsza. Na okładce książki widzimy twarz Stanisława Lema. Autorem zdjęcia jest pan Czesław Czapliński, a projektem okładki zajęła się pani Anna Maria Suchodolska.  Pierwszy raz „Kongres futurologiczny” został wydany w 1971 roku wraz ze zbiorem opowiadań „Bezsenność” dzięki Wydawnictwu Literackie. Choć data powstania książki wymieniona przez autora na samym końcu utworu jest datowana na listopad 1970 roku.

Akcja „Kongresu futurologicznego” rozgrywa się w niedalekiej przyszłości, najprawdopodobniej na przełomie XX i XXI wieku, choć dokładny rok nie jest znany. Sama powieść jest opisywana z przez narratora pierwszoosobowego, a jest nim główny bohater „Dzienników gwiazdowych” - Ijon Tichy. Akcja powieści rozpoczyna się w nieistniejącym (najprawdopodobniej) środkowoamerykańskim latynoskim państwie Costaricana rządzonym przez najprawdopodobniej juntę wojskową i w którego stolicy Nounas (No u nas - ach ta gra słów) odbywa się Ósmy Kongres Futurologiczny. Ijon Tichy pojechał tam za namowami swojego przyjaciela profesora Tarantogi. Tematem przewodnim kongresu ma być problemem przeludnienia świata i temat biedy. Jak na ironię przystało, kongres miał się odbyć w najbardziej luksusowym hotelu - Hiltonie. Przyjadą, popierdolą głupoty, pojedzą, popiją, pojadą i nic z tego nie wyniknie. Niestety Costaricana była niebezpiecznym miejscem, ponieważ z rządzącymi walczył ruch oporu zwany przez rządzących terrorystami i zamachy bombowe były tam codziennością, a sam kraj stał nad granicą wojny domowej. Pech chciał, że rebelianci zaatakowali akurat wtedy gmach budynku i hotelu, gdzie się odbywał kongres futurologiczny. Wszyscy uczestnicy ukryli się w kanałach i tam czekali na rozwój wydarzeń. No i tutaj zaczyna się największa zabawa. Rząd Costaricany do walki z rebeliantami używa broni ze środkami halucynogennymi, które wdychają członkowie Kongresu Futurologicznego i nie wiadomo co dalej jest fikcją, a co prawdą. Kiedy środki halucynogenne przestają działać, do uwięzionych naukowców w kanałach dostają się żołnierze Costaricany. Część członków podczas bombardowania zginęła, część została ranna lub okaleczona. Ijon Tichy należał do tej trzeciej grupy i żeby mu uratować życie, trzeba było zabawić się w „Robocopa”... to znaczy nie... przetransportować jego mózg do innego ciała. Najlepierw przetransplantowano mózg Tichego do ciała jakiejś kobiety (do tego Afroamerykanki), a potem najgorzej... do ciała przywódcy rebeliantów, przez co potem miał kłopoty. Tichy nie wierząc w to co widzi, stara sobie wmówić, że to wszystko halucynacje. Lekarze nie widząc rokowań do poprawy stanu psychicznego Tichego zabawili się w „Człowieka demolkę” i zamrozili go w lodzie, by go odmrozić w lipcu roku 2039. Tichy odkrywa, że świat się całkowicie zmienił. Nie ma wojen, nie ma głodu, nie ma przeludnienia, wręcz idylla niczym w „Człowieku demolce ”, idealny utopijny świat. Tichy powoli zaczął przyzwyczajać się do nowej rzeczywistości i zaczął spisywać pamiętnik. Główny bohater odnajduje dawnego znajomego z kongresu futurologicznego - profesora Trottelreinera, którego też odmrozili z hibernacji. Ten podaje Tichemu, niczym Morfeusz czerwoną pigułkę Neo w „Matrixie” i w końcu Tichy przegląda na oczy. Świat wcale nie jest taki idealny i czysty jakby się wydawało, a przypomina bardziej świat postapokaliptyczny, przypominający choćby ten z uniwersum w „Metro 2033" Dimitrija Gołuchowskiego. Jak się okazało, ludzie nadal byli poddawani działaniom substancji halucynogennych i rok w którym się znaleźli, to nie był rok 2039, tylko jeszcze 60 lat w przyszłość, około roku 2090 któregoś. Jakby tego było mało, świat był ogarnięty zimą atomową. Starczy, bo za dużo napisałem. Jak się ta powieść skończyła, nie zdradzę.

Niby utwór ten ma jasną fabułę, którą chłonie się bardzo szybko, to nie jest ona taka prosta w interpretacji, tym bardziej dla takiego tępego łba jak ja. Utwór ten w porównaniu z „Dziennikami gwiazdowymi" jest o wiele bardziej mroczny, choć niepozbawiony wątków groteskowych lub humorystycznych. Jednoznacznie nie da się określić problematyki tego utworu, gdyż jest ona niejednoznaczna i wielowarstwowa niczym budowa cebuli. Utwór ten porusza tematy choćby chęć dążenia do prawdy, jakby nie była ona najstraszniejsza i manipulacje społeczeństwem przy pomocy chemicznych środków halucynogennych; lęki związane z tym dokąd zmierza ludzkość; lęk przed światowym terroryzmem i przed zimną wojną czy lęk przed wizją przeludnienia świata. Trzeba przyznać, że „Kongres futurologiczny” jest chyba jedną z najbardziej mrocznych i poważniejszych powieści Stanisława Lema jakie dotąd przeczytałem (choć jeszcze wszystkiego nie przeczytałem) i można powiedzieć, że była też częściowo prorocza. Choć książka powstała pod koniec 1970 roku i została wydana rok później, Stanisław Lem przewidział między innymi zamach na papieża na prawie 11 lat przed zamachem na Jana Pawła II, przewidział w tej książce też czytniki e-booków, takie filmy jak „Robocop” (mam nadzieję, że to nadal będzie w sferze fiction niż science), „Człowieka demolkę”, „Seksmisję” czy nawet „Matrixa” braci Wachowskich. A może właśnie twórcy tych filmów inspirowali się tą książką? Można powiedzieć, że jest to jedna z najmroczniejszych powieści, opowiadająca o dystopijnej przyszłości, która w rzeczywistości nie była taka różowa i idealna jakby się wydawało, o czym mówi główny antagonista pod koniec utworu. Mieszkańcy przyszłości są faszerowani narkotykami halucynogennymi, dzięki którym żyją w „Matrixie”. Substancje chemiczne w tym świecie są lekiem na wszystko, łącznie ze śmiercią, która nie była problemem i można było wskrzesić zmarłego, chyba że sobie tego nie życzył. W tym świecie Nagrodę Nobla może dostać każdy, wiedzę się przyswaja poprzez jedzenie.

Trzeba też pochwalić Stanisława Lema za łatwość operowania językiem polskim. Trzeba przyznać, że Stanisław Lem na potrzeby wydarzeń rozgrywających się w przyszłości wymyślił całkiem nowy język, wymyślił futurystyczne neologizmy, a także zmienił znaczenie obecnie występujących wyrazów w języku polskim. W tym opowiadaniu Stanisław Lem bawi się językiem polskim.

Podsumowując „Kongres futurologiczny” czyta się lekko i przyjemnie, choć do końca nie jest tak lekką lekturą jak „Dzienniki gwiazdowe”. „Kongres futurologiczny” zajmuje około 145 stron w wersji cyfrowej i przeczytanie tej książki zajęło mi jedno popołudnie. Układ książki jest spójny, bez zbędnych przestojów w fabule, dzięki temu czyta się to „od strzała”. Na pewno jest on jedną z najbardziej mrocznych i dystopijnych powieści jakie czytałem. Jak dla mnie zasłużone 10/10.
 

Popularne posty z tego bloga

Przeczytane: „451° Fahrenheita” - Ray Bradbury (1953, 2018) - Wydawnictwo Mag

Cursed Tomb (2023) [Commodore 64] - Protovision

Lester (2023) gra Commodore 64 - Knifegrinder