Przeczytane: Richard Bachman - "Wielki Marsz (1979) - wydawnictwo Prószyński i S-ka




 Źródło: https://www.publio.pl/wielki-marsz-stephen-king,p148290.html


O tej książce dowiedziałem się przy okazji zbierania materiałów i przygotowań do zrecenzowania książki Koushuna Takamiego "Battle Royale". Z pewnością Koushun Takami inspirował się tą książką pisząc swoją powieść "Battle Royale" i na pewno inspirowali się twórcy koreańskiego serialu "Squid Game". Dlatego też postanowiłem sobie przeczytać tę książkę i jakiś czas temu zakupiłem ją sobie w postaci ebooka na Publio.pl


Pierwotnie książka ukazała się w 1979 roku pod tytułem "The Long Walk", a jej autorem jest mniej znany pisarz Richard Bachman, który także używał pseudonimu Stephen King. Może ktoś słyszał. ;) Pod nazwiskiem Richard Bachman napisał powieść "Uciekinier", na której podstawie powstał w 1987 roku film z Arnoldem Schwarzeneggerem w roli głównej. Jako Stephen King napisał kilka mało znanych książek, które wcześniej recenzowałem na tym blogu. Między innymi są to: "Lśnienie" o nawiedzonym hotelu, "To" o klaunie mordercy, czy "Doktor Sen" będący kontynuacją "Lśnienia". ;) Ale teraz już całkowicie na poważnie. Ciężko jest sklasyfikować "Wielki Marsz" jako jeden gatunek. Po części jest to horror, ale rozgrywający się w realnym świecie, bez żadnych zdarzeń i istot nadprzyrodzonych. Po części jest to dystopijna wizja USA w niedalekiej przyszłości i też thriller psychologiczny. Polskim wydaniem książki zajęło się wydawnictwo Prószyński i S-ka. Pierwszy raz książka w polskim tłumaczeniu ukazała się w 1992 roku. Według Lubimyczytać.pl posiadam ebook bazujący na wydaniu książki z 2008 roku. Według tego portalu książka w wersji papierowej składa się z 264 stron, natomiast ebook z ponad 400. Powieść tą na język polski przełożył pan Paweł Korombel.


Akcja powieści rozgrywa się w niedalekiej przyszłości, w dystopijnej wizji Stanów Zjednoczonych Ameryki. Tytułowy "Wielki Marsz" to są "zawody", które rozgrywają się co roku na początku maja i w których startuje 100 młodych mężczyzn. Każdy z zawodników przed rozpoczęciem startu losuje numer startowy i otrzymuje zapas prowiantu na drogę. Udział w zawodach jest dobrowolny i można się z niego wycofać tuż przed startem. Uczestnicy marszu muszą iść BEZ PRZERWY z prędkością przynajmniej 6 km/h dopóki nie zostanie ostatni uczestnik. Nie ma tutaj przerw na siku, na kupkę, na sen. Idziemy dopóki nie padnie przedostatni zawodnik i jak w "Nieśmiertelnym" zostanie tylko jeden. Przed startem trzeba sobie dobrać dobre obuwie, dobre skarpetki, odpowiedni strój na pogodę, bo potem to może zadecydować o zwycięstwie bądź o porażce. Zwolnienie poniżej prędkości 6 km/h skutkuje upomnieniem, które zaciera się po godzinie marszu. Można otrzymać maksymalnie trzy upomnienia. Za czwartym upomnieniem jest czerwona kartka, która skutkuje wykluczeniem z zawodów i... zarobieniem kulki w łeb. Otóż marsz ten jest monitorowany przez wojsko. Żołnierze pełnią rolę "sędziów" i "eskortują" uczestników marszu w wojskowych pojazdach. Pełnią też rolę bufetu, którzy zapewniają nieograniczone zasoby "bidonów" z wodą i raz na dobę uzupełnieniem prowiantu w postaci wysokokalorycznych żeli, jakich używają astronauci, sportowcy, czy kulturyści. Ale także ich zadaniem jest zakończenie udziału "sportowców" w zawodach. W grze nie ma miejsca na sentymenty, przyjaźń z innym uczestnikiem marszu, czy na fair play, bo każdy chce wygrać. Jakby tego było mało, zawody te są transmitowane w telewizji na żywo zupełnie jak programy typu reality show ("Big Brother" i tym podobne), ale także wokół trasy gromadzą się ludzie, zupełnie jak przy okazji wyścigów kolarskich. A także obstawiają pieniądze na zwycięzcę, jakby to były wyścigi konne. A nagrodą w tym marszu jest pokaźna nagroda finansowa i wszystko czego zapragnie zwycięzca w przyszłości, tylko czy to jest tego warte? Akcja książki jest szybka i dynamiczna, dlatego książkę czyta się szybko i można ją przeczytać w ciągu jednego dnia. Nie ma tutaj zbędnego, przydługiego i nudnego wstępu i długiego nawiązania akcji. Tak samo jest w przypadku zakończenia, które ma charakter otwarty. W książce też nie wyjaśniono idei "Wielkiego Marszu", skąd się wziął i jaki jest jego cel. Jedynie możemy przeczytać jakieś migawki i ciekawostki z poprzednich edycji.



Przystępując do lektury tej książki nie miałem jakich większych wymagań, w końcu to Stephen Kin... to znaczy Richard Bachman. Już przygotowując się i robiąc research do recenzji powieści "Battle Royale" wiedziałem, że to nie będzie łatwa lektura i trup będzie się ścielił gęsto. Widziałem różne opinie na temat tej powieści, która zbierała szeroki wachlarz ocen wśród czytelników od 1 do 9. Jedni uważają ten utwór za najlepszą powieść Stephena Kinga, inni zaś uważają ją za straszną szmirę. Wiele osób zarzuca Stephenowi Kingo... to znaczy Richardowi Bachmanowi to, że nie przybliża uniwersum świata, w którym rozgrywa się akcja powieści. Nie wiemy czy to się dzieje w niedalekiej przyszłości (ale najprawdopodobniej tak) czy w alternatywnej wizji Stanów Zjednoczonych po drugiej wojnie światowej. O tym całym świecie nie wiemy praktycznie nic poza szczątkowymi informacjami. Czytelnik jest po prostu rzucany tuż przed startem i opuszcza akcję tuż po zakończeniu marszu. To samo tyczy się opisów uczestników marszu. Akcja skupia się wokół skromnej grupy chodziarzy, a większość jest anonimowa. Są randomami, są tłem powieści, którzy od czasu do czasu zostają zastrzeleni przez pilnujące ich wojsko. Mamy tutaj kilku uczestników marszu z podanymi imionami i nazwiskami oraz przyznanymi im numerami startowymi, a większość jest anonimowa. Mamy tutaj szczątkowe opisy postaci z wyglądu i charakteru, ale Stephen King się nie rozpisuje za bardzo na ich temat. Może niektórym nie pasuje taki styl narracji i lubią opis drzewa na 10 stron, ale mnie taki styl pasuje. Przynajmniej jest krótko i do brzegu. Może i dobrze, bo wtedy książka byłaby dwukrotnie grubsza i stawała się nudna. A w tym przypadku akcja jest szybka i wartka niczym tytułowy marsz. Autor zamiast zajmować się opisami krajobrazów stanu Maine, skupia się bardziej na relacjach pomiędzy bohaterami. Mamy tutaj dużo dialogów pomiędzy postaciami, czasem zdarzy się bójka albo niesportowe zachowanie jak podłożenie nogi, które są niezgodne z regulaminem zawodów i skutkują upomnieniem. Część postaci tutaj na początku rozmawia i żartuje, ale im bliżej końca zawodów, tym jest mniej zabawnie, a bardziej poważnie, a nawet strasznie. Zwłaszcza, że organizmy są już w strasznym kryzysie po tylu godzinach lub dniach bezustannego marszu i każda pomyłka, kontuzja, czy zemdlenie, może zakończyć udział w zawodach... i w tym życiu. Wstrząsający jest opis finału jednych z poprzednich zawodów przedstawiony przez jednego z uczestników, który był tego świadkiem jako dziecko. Są tutaj rozmowy na temat co zrobią z nagrodą jak już wygrają. Jeden z uczestników nawet pisze notatki, bo liczy na to, że wygra i napisze książkę po ukończeniu marszu. Niektórzy uczestnicy starają się nie gadać podczas marszu i oszczędzać płuca i skupiają się na zawodach. Mamy tutaj różne postawy moralne postaci, ale autor nie skupia się na zbytnich opisach. 


Ogólnie książka ta jest krytyką i satyrą konsumpcjonistycznego trybu życia, do którego przywykli Amerykanie i ogólnie kultura zachodu za "żelazną kurtyną". Nie wiem kto wymyślił programy typu "reality show" i w którym roku, bo już mi się nie chciało robić researchu do tej "recenzji", ale podejrzewam, że to byli Amerykanie, albo któreś z zachodnich społeczeństw. Już w 1948 roku wystartował program "Ukryta kamera", a za pierwsze reality TV show uznaje się program "American Family" z początku lat 70 XX wieku i gatunek ten zyskał popularność pod koniec lat 70 i na początku lat 80 XX wieku. Aż strach pomyśleć, gdyby ktoś wpadł na taki pomysł, aby transmitować takie zawody na żywo, a zgromadzona publiczność przed telewizorami oglądała to do piwa, popcornu, precelków, jakieś kiełbachy czy steka. A zgromadzeni ludzie wokół trasy na żywo by sobie organizowały pikniki czy grille. Teraz w obecnych czasach powstanie takiego show nie miałoby szans. Książka pokazuje granicę, do której człowiek jest zdolny aby się upodlić dla zdobycia niewiadomej nagrody, dla zarobku i krótkotrwałej sławy. Obecnie mamy zalew filmików, na przykład na Tik-Toku, na których ludzie robią z siebie idiotów dla zarobku. Bo to ani śmieszne, tylko żenujące, ale hajs się zgadza. Jak też stwierdził jeden z uczestników marszu (i ksiądz w "Weselu" Wojciecha Smarzowskiego z 2004 roku), że nic na ten świat nie przynosimy i nic z niego nie wyniesiemy. Teraz w obecnych czasach wszechobecnej poprawności politycznej napisanie takiej książki raczej by nie przeszło, ponieważ niektóre środowiska mogłyby się poczuć urażone. W książce nie brakuje niewybrednych "żartów" wobec kobiet, wręcz ocieka ona seksizmem i szowinizmem. Nie brakuje tutaj niewybrednych żartów na temat kobiet i seksu. Z pewnością mogłyby się poczuć urażone także środowiska afroamerykańskie, a autor mógłby być posądzony o rasizm, bo jak to żeby jako jedna z pierwszych podczas marszu padła postać czarnoskóra, a w książce pojawiają się takie zwroty jak "czar.uch". To jest nie do przyjęcia!


Podsumowując. Książkę tą (pomimo trudnej tematyki) czytało mi się łatwo i przyjemnie, jakkolwiek miałoby to brzmieć. Akcja jest szybka i wartka, a samą książkę można przeczytać w jeden dzień. Jeśli ktoś lubi takie mroczne i dystopijne klimaty i jest fanem wszelkiego rodzaju "battle royali", to ta książka jest lekturą obowiązkową i polecam gorąco. Jeśli ktoś nie przepada za takimi dystopijnymi klimatami to raczej tak niekoniecznie. Jak dla mnie jest to najlepsza powieść Stephena Kin... to znaczy Richarda Bachmana. Daję jej ocenę 9/10.


Nie wiem za jaką teraz się książkę wezmę, bo mam ogromną kupkę wstydu, ale do końca lipca jest jeszcze tydzień i może uda mi się coś przeczytać (choć głównie czytam i piszę w weekendy). Wiadomo, że w pracy i podczas actifitowania czytać nie będę, a audiobooków nie uznaję jako książki i jako czytanie.


Popularne posty z tego bloga

Przeczytane: „451° Fahrenheita” - Ray Bradbury (1953, 2018) - Wydawnictwo Mag

Cursed Tomb (2023) [Commodore 64] - Protovision

Lester (2023) gra Commodore 64 - Knifegrinder