Obejrzane: "Wesele" (2021) - Wojciech Smarzowski
https://m.imdb.com/title/tt12869276/
Drugie "Wesele" Wojciecha Smarzowskiego miałem chęć obejrzenia w kinie na premierę, ale trochę się bałem pewnego drobnoustroju z wiadomych przyczyn, ale teraz już bym się nie bał. Mój niepokój spotęgował także szeroki wachlarz ocen i opinii w recenzjach tego filmu. Film ten zbierał bardzo różne recenzje, od bardzo krytycznych aż po pochwalne, a ich oceny wahały się od 1 do 9/10, ale przeważnie były to oceny bliższe 5-6/10. Przez dłuższy czas wahałem się czy obejrzeć w końcu ten film czy nie. Korzystając z miesięcznego jednorazowego abonamentu na Netflix (aby obejrzeć serial "Wielka woda"), skorzystałem też aby obejrzeć w październiku 2022 roku najnowszy film pana Wojciecha Smarzowskiego "Wesele". Nie ukrywam, że jestem fanem filmów Wojciecha Smarzowskiego. Pierwszym filmem tego reżysera jaki widziałem był "Dom zły", który obejrzałem w okolicach 2009 roku. Pierwsze "Wesele" z 2004 roku obejrzałem później, nie pamiętam w którym roku, ale na pewno po roku 2010 i widziałem je wielokrotnie. Byłem w kinie na prawie wszystkich filmach Wojciecha Smarzowskiego, oprócz pierwszego "Wesela" z 2004 roku, "Róży" z 2011 roku i drugiego "Wesela" z 2021 roku, z wiadomych przyczyn. Kiedy usłyszałem kilka lat temu, że Wojciech Smarzowski zamierza nakręcić kolejny film zatytułowany "Wesele", przyjąłem tą wiadomość z entuzjazmem. Wtedy miał nosić tytuł roboczy "Wesele 2". Myślałem, że będą to dalsze losy Wiesława Wojnara (granego przez Mariana Dziędziela) i reszty ekipy spod Bajdów i Piotrówki, ale się przeliczyłem. Nowe "Wesele" jest całkiem nowym filmem z całkiem nowymi bohaterami, trochę unowocześniony do obecnych czasów i realiów, ale z tymi samymi problemami.
Drugie "Wesele" Wojciecha Smarzowskiego jest polsko-łotewskim dramatem. Reżyserem "Wesela" Wojciecha Smarzowskiego jest nieznany twórca 😉. Autorem scenariusza jest Wojciech Smarzowski. Film został wyprodukowany przez wytwórnię
Studio Metrage i Tasse Film. Ponadto produkcja filmu została sfinansowana przez: Polski Instytut Sztuki Filmowej, National Film Centre of Latvia, Riga Film Fund i Krakowskie Biuro Festiwalowe. Natomiast dystrybucją filmu zajęło się Kino Świat. Kompozytorem muzyki w filmie jest Mikołaj Trzaska, natomiast autorem zdjęć jest Piotr Sobociński Jr. Za scenografię odpowiadał Marek Warszewski, a za kostiumyodpowiadała Magdalena Jadwiga Rutkiewicz-Luterek. Film miał swoją premierę 8 października 2021 roku, a okres zdjęciowy trwał od 11 lipca do 3 grudnia 2020 roku. Film był kręcony między innymi: na rynku Stary Fordon w Bydgoszczy, w Nieszawie, Ostromecku, Długosiodle, Otwocku, Modlinie, a także w Lucynie na Łotwie.
Akcja filmu rozgrywa się gdzieś na wschodniej ścianie Polski na dwóch płaszczyznach czasowych: obecnie i w czasie drugiej wojny światowej. Mogłoby się wydawać, że głównym bohaterem filmu jest przedsiębiorca Ryszard Wilk (w tej roli Robert Więckiewicz), który prowadzi chlewnię i ubojnię świń, ale chyba głównym bohaterem jest jego ojciec Antoni. Akurat córka Ryszarda - Katarzyna (w tej roli Michalina Łabacz, czyli Zosia z "Wołynia") jest już w zaawansowanym stadium ciąży i bierze ślub (brzmi znajomo?). Przyszłym zięciem ma być Janek Sczuczyński (w tej roli Przemysław Przestrzelski) kibol miejscowej drużyny piłkarskiej i człowiek o mocno prawicowych poglądach, ja bym nawet powiedział, że to faszysta, który nie przepada za ludnością pochodzenia żydowskiego i ukraińskiego. Widocznie Ryszard za nim nie przepada i przed ślubem grozi, że jak zdradzi Kaśkę, to go "zapier...". Podczas błogosławieństwa przed ślubem w domu Ryszarda pojawiają się przedstawiciele Yad Vashem wraz z potomkami niedawno zmarłej miłości z czasów młodości i wręczają dziadkowi Antoniemu (w tej roli Ryszard Ronczewski, który zmarł 17 października 2020 roku przed premierą filmu) tytuł Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata. Momentalnie dziadek pogrąża się we wspomnieniach z lat młodości. Jak się okazało Antoni w młodości (w tej roli Mateusz Więcławek) tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej był zakochany w tutejszej Żydówce - Lei (w tej roli Agata Turkot), ale została zmuszona do wzięcia ślubu z innym mężczyzną wbrew jej woli. Kiedy wybucha druga wojna światowa, Polacy namówieni przez niemieckich okupantów przygotowują pogrom tutejszej ludności żydowskiej. Ściągają wszystkich Żydów do stodoły i ją podpalają, a potem popioły z niespopielonymi szczątkami zakopują. Antoniemu w ostatniej chwili udaje się uratować Leię oraz jej rodzinę i udaje mu się ich ukryć w lesie. W czasach teraźniejszych Ryszard ma podpisać umowę z niemieckimi biznesmenami na budowę nowej chlewni. Niestety Niemcy w ostatniej chwili wycofują się z podpisania umowy, a Ryszardowi grozi bankructwo. Ryszard wpada na szatański pomysł, by unieruchomić samochody Niemcom i zaprosić ich na wesele córki, następnie uchlać ich alkoholem, zaprosić panie lekkich obyczajów, nagrać ich w kompromitującej sytuacji, a potem ich szantażować tymi nagraniami i zmusić do podpisania umowy. Potem wiadomo, akcja zaczyna dziać się coraz szybciej i szybciej, aż wszystko wymyka się spod kontroli. Nie ma komu zadąć w ten złoty róg i przerwać to szaleństwo, a potem następuje chocholi taniec. No i może tyle, bo wątków w filmie jest znacznie więcej.
W tym momencie zaczynają się schody, ponieważ nie wiem od czego zacząć podczas omawiania problematyki. Film zdobywał zróżnicowane oceny w recenzjach - od skrajnie negatywnych do skrajnie pozytywnych. Na przykład pan Tomasz Raczek na Filmwebie dał temu filmowi ocenę 9/10, zaś któryś z krytyków dał filmowi ocenę 1/10. Na Filmwebie film od krytyków otrzymał średnią ocenę 5,2 natomiast średnia ocena widzów wynosi 6,3. No to może zacznę od swojej oceny. Z tym będzie mały problem, ponieważ na pewno nie jest to tak dobry film jak pierwsze "Wesele" z 2004 roku. Tamten film oceniłem na ocenę 9/10, a z tym waham się z oceną około 6/10.
Pierwsze "Wesele" było bardziej komediodramatem, natomiast "Wesele" A.D. 2021 jest bardziej dramatem, jest bardziej poważne i porusza poważniejsze tematy, jakimi były pogromy ludności żydowskiej przez Polaków. Na przykład mord dokonany 12 lipca 1941 roku w Jedwabnem. Sama scena spalenia stodoły z ludźmi przypomina mi film Elema Klimowa "Idź i patrz" z 1985 roku, o którym kiedyś pisałem w cyklu o filmach, które mną wstrząsnęły. Moim zdaniem to nowe "Wesele" jest filmem dosyć nierównym. Jak wcześniej pisałem, akcja filmu rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych: współcześnie i podczas drugiej wojny światowej. O ile część filmu rozgrywająca się współcześnie jest wtórna i nudna, fabularnie jest podobna do pierwowzoru i jest taka... nijaka. Natomiast część rozgrywająca się podczas drugiej wojny światowej, moim zdaniem, jest o wiele lepsza, wręcz świetna. Ogląda się to świetnie i z zapartym tchem (sceny palenia ludzi w stodole - ty zwyrolu). Mówię to jako gość, któremu podobały się filmy Wojciecha Smarzowskiego dziejące się podczas drugiej wojny światowej ("Wołyń" z 2016 roku) i zaraz po drugiej wojnie światowej ("Róża" z 2011 roku). Moim problemem z tym filmem jest to, że trwając nieco ponad 2 godziny, jest... za krótki. Gdyby trwał on 3 godziny i został podzielony na dwa odrębne półtoragodzinne filmy. W pewnym momencie zaczynają się dziać rzeczy metafizyczne, jak w "Weselu" Stanisława Wyspiańskiego. Obie płaszczyzny czasowe zczynają się zacierać i przenikać między sobą. W pewnym momencie na współczesnym weselu zaczynają pojawiać się niemieccy żołnierze i SS-mani oraz mieszkańcy wioski z czasów wojny, ale także postacie z teraźniejszości pojawiają się w czasach drugiej wojny światowej.
Film, podobnie jak poprzednik (a z resztą i inne filmy Wojciecha Smarzowskiego), pokazuje przywary i negatywne cechy naszego społeczeństwa takie jak: alkoholizm, kombinatorstwo, kręcenie interesów na lewo, chamstwo, nietolerancję wobec mniejszości narodowych i ludzi LGBT, miłość do pieniądza i słynne powiedzenie żeby zarobić i się nie narobić. Rodzina Wilka, podobnie jak rodzina Wojnara, z pozoru wydaje się normalną, kochającą rodziną, ale z biegiem czasu odkrywamy brudy i się okazuje, że każdy nie jest tak krystaliczny i sporo brudu ma za uszami.
W filmie też oczywiście poruszono problem pandemii SARS Cov-2, ponieważ film kręcono pod koniec 2020 roku, a jego akcja dzieje się w okolicach roku 2021. Bohaterowie jak widać wtedy olewali problem epidemii, w swoim gronie nie przestrzegali zaleceń, ale... traktowali ją wybiórczo. Jest scena kiedy do pracy w ubojni przyjechała autokarem grupa pracowników z Chin, to wtedy Wilk wchodząc do autokaru zakłada maseczkę. Ale na weselu wszyscy chodzą bez masek jakby tam wirusa nie było. Jak jesteśmy przy obcokrajowcach, film pokazuje także jak przedmiotowo traktowana była mniejszość ukraińska, która przyjeżdżała do Polski za pracą. Sam znam kilku Ukraińców, którzy pracują u mnie w pracy i to są wporządku ludzie. To były czasy przed 24 lutego 2022 i ucieczką ukraińskich uchodźców między innymi do Polski przed wojną z Rosją. Film też dotyka problemu pogromu ludności żydowskiej przez ludność polską w czasie drugiej wojny światowej, gdzie temat pogromu w Jedwabnem jest tematem tabu i też wielu Polaków nie chce przyjąć tego do wiadomości. Bo jak to? My jesteśmy krystalicznie czyści. Tak się złożyło, że daty "Krwawej Niedzieli" na Wołyniu i mordu w Jedwabnem następują obok siebie (11 lipca 1943 i 12 lipca 1941). Chyba wszyscy pamiętamy jakie kontrowersje wywołał film Władysława Pasikowskiego "Pokłosie" z 2012 roku i jaka krytyka spadła na Macieja Stuhra. Polacy lubią rozpamiętywać o tym jak im się działa krzywda, ale jak sami krzywdzili to już nie. Niektórzy mogą się spierać o skalę mordów, ale tu i tu były dramaty i tragedie pojedynczych ludzi i ich rodzin i nieważne ilu ludzi umarło. Ale jak to mówił ten bandyta Stalin: śmierć jednostki a śmierć milionów... Film porusza temat nienawiści wobec osób LGBT, co też dobitnie pokazuje scena kazania księdza z ambony i słowa o "tępieniu tęczowej zarazy". W podobnym tonie wypowiadał się 80 lat wcześniej z ambony ksiądz, który zachęcał do nienawiści wobec Żydów.
W filmie wystąpiła plejada polskich aktorów, ale nie zabrakło młodych i zdolnych. Nie będę już wymieniał wcześniej wymienionych aktorów. W rolę żony Ryszarda Wilka - Eli (przypadek?) wystąpiła Agata Kulesza. Nie zabrakło też kilku aktorów, którzy wystąpili w pierwszym "Weselu". Na przykład możemy tutaj zobaczyć Arkadiusza "Dr. Misio" Jakubika (notariusz Jan Janocha w pierwszym "Weselu") w podwójnej roli: wodzireja i lidera grupy muzycznej na weselu oraz jednego z mieszkańców wsi w czasach wojny. Można powiedzieć, że jest to jeden z "etatowych" aktorów Wojciecha Smarzowskiego. Drugim aktorem jest na przykład Robert Wabich (gość od monologu o zasikanych polskich kiblach z pierwszego "Wesela"), Jezu ale czas go "posunął", występował między innymi w "Domu złym" i "Drogówce". Z tego co pamiętam, to między innymi podwójne role w tym filmie grali: Andrzej Chyra i Henryk Gołębiewski. Dużo pochwał zebrał Mateusz Więcławek za rolę młodego Antoniego.
Jedną z wizytówek filmów Wojciecha Smarzowskiego są zdjęcia nie "sztywne" umieszczone na statywie, tylko takie "kołyszące się" z ręki. Ponadto zdjecia są często rwane, przemontowywane, że dalszą część na przykład widzimy pod koniec filmu w momentach kulminacyjnych, gdzie sporo się wyjaśnia. Dlatego czasem obejrzeć jakiś film Wojciecha Smarzowskiego drugi, a nawet trzeci raz, aby załapać o co chodzi. Ponadto nie zabrakło tutaj zdjęć zrobionych kamerami przemysłowymi czy też urządzeniami jak cyfrowe kamery czy aparaty w telefonach. Oczywiście na samym końcu nie mogło zabraknąć ujęcia z góry z oddalającą się kamerą. Teraz takie ujęcia pewnie robi się dronem, a wcześniej robiło się na specjalnych wysięgnikach.
Mam ogromny problem z oceną tego filmu. O ile akcja filmu dziejąca się w retrospekcji jest świetna i trzyma w napięciu, tak część dziejąca się współcześnie na weselu jest... słaba i taka... nijaka i... mało realistyczna. Część szczegółów fabuły powiela schematy scenariusza z oryginału, tylko akcja dzieje się 20 lat później. **UWAGA! Będą małe spoilery!** Mamy tutejszego przedsiębiorcę cwaniaka, który wydaje za mąż córkę (też Kaśkę, która jest w ciąży) za chłopaka, którego nie lubi. Żona też ma na imię Ela. Mamy też dziadka, który umiera na weselu, żona odchodzi od głównego bohatera (w tej roli Agata Kulesza) i praktycznie Ryszard traci wszystko jednej nocy jak Wiesław Wojnar. Więcej problemów Rysiek w ciągu tej jednej nocy nie mógł mieć. Wszystko nagle zwala się w ten jeden dzień. Już tylu perypetii nie miał Wiesław Wojnar w pierwszym "Weselu". Jak napisałem wcześniej, lepiej by było, gdyby film był dłuższy i podzielony na dwie odrębne części, albo całkiem dwa odrębne filmy.
Odnoszę takie wrażenie, że ludzie są już zmęczeni "smarzowszczyzną" i tym co Wojtek nam "usmarzy". Te filmy są jak stare kotlety wyjęte z zamrażarki i "odsmarzone" (wiem, pisze się smażyć) nie są tak dobre jak świeże. To samo jest chyba z filmami Wojciecha Smarzowskiego. Pierwsze dwa filmy: czyli "Wesele" z 2004 roku i "Dom zły" z roku 2009 to był szok, w nawet spektakle Teatru Telewizji: "Małżowina" z 1998 roku i "Kuracja" z 2000 roku z Bartłomiejem Topą w roli głównej, to już był szok i przedsmak tego, co zobaczyliśmy później. Ale myślę, że Wojciech Smarzowski doszedł już do sufitu i głową go nie przebije, choćby nie wiem jakby się starał. Zatoczył koło i teraz "goni za swoim ogonem". Wydaje mi się, że ludzie mają już dosyć jego filmów. Pokazywania tych różnych patologii, brudu, syfu, negatywnych cech naszego społeczeństwa, przemocy, seksu, alkoholu lejącego się strumieniami, czy scen budzących odrazę i wywołujących o wymioty (scena sprzątania popiołu i zwęglonych ciał pomordowanych Żydów, a potem wykopywanie ich kości po 80 latach). Myślę, że ludzie mają już dość, ile można w kółko oglądać to samo. Ja już sam zaczynam mieć drobny przesyt "smarzowszczyzną", choć uważam się za sympatyka filmów Wojciecha Smarzowskiego. Czytałem gdzieś opinię, że oby Wojciech Smarzowski nie skończył tak jak Patryk Vega, bo leci po równi pochyłej. Spokojnie. Myślę, że to Wojciechowi Smarzowskiemu nie grozi. Z resztą Patryk Vega robi filmy w tempie ekspresowym (3-4 na rok), natomiast Wojciech Smarzowski robi jeden film na 2-3 lata. Czy ten film był potrzebny? Moim zdaniem i tak i nie. Bo pomimo prawie 20 lat od nakręcenia poprzedniego filmu, ludzie się nie zmieniają i pierwsze "Wesele" jest to film uniwersalny, choć technika poszła trochę do przodu. Ale też trzeba mówić o przeszłości, jakby niewygodna ona była.
Z całą sympatią do twórczości Wojciecha Smarzowskiego, ale coś tutaj nie wyszło, nie zagrało. Wyszedł taki średniaczek na 6/10. Za część retrospekcyjną daję 9/10, a za część współczesną 3/10. Jak to dodamy, wychodzi 12. I jak to podzielimy przez 2, to wyjdzie... Patrz wyżej w tym akapicie.