Pseudo recenzja: Kangurek Kao (2022)


Wrócił po 17 latach i jest wkurzony. Przybył, by żuć gumę i skopać parę tyłków, ale... skończyła mu się guma. 

Przepraszam to nie ten film. 


W piątek 27 maja 2022 roku "nadejszla wiekopomna chwiła", bo oto po prawie 17 latach miała premierę długo wyczekiwana premiera (masło maślane) najnowszej odsłony "Kangurka Kao". Ten przesympatyczny żółty torbacz ubrany w czerwone rękawice bokserskie (później w niebieskie krótkie spodenki i zielone trampki) był jednym z ulubieńców polskich dzieciaków urodzonych na początku lat 90, czyli obecnych trzydziestolatków. W pierwszej dekadzie XXI wieku zapewne na niejednym PC w Polsce był zainstalowany "Kangurek Kao", tym bardziej, że gra ta była dołączana do gazetek z grami za przystępne pieniądze, między innymi do "Cyber Mychy" i "Komputer Świata" . Dla ludzi urodzonych w latach 1990 + (ale też i starszych) "Kangurek Kao" uchodzi za jednego z ulubieńców z dzieciństwa, a seria gier z przesympatycznym futrzakiem uchodzi za gry kultowe, zwłaszcza część druga "Kangurek Kao: Runda 2" z 2003 roku. Sam grałem w "Kangurka Kao: Rundę 2" w okolicach 2004 roku, a następnie w trzecią odsłonę "Kangurek Kao: Tajemnica Wulkanu" (już bez cyfry) w okolicach 2006 roku i mam sentyment do tych gier. Niestety w pierwszą część nie dane było mi zagrać. Może i dobrze, bo podobno była najbardziej hardkorowa ze wszystkich. Tylko trudno powiedzieć żeby "Kangurek Kao" był grą mojego dzieciństwa, bo kiedy wychodziła część pierwsza pod koniec 2000 roku, ja miałem 17 lat, a gdy wychodził "Kangurek Kao: Runda 2" w listopadzie 2003 roku, ja miałem wtedy lat 20, ale wspominam te gry z sentymentem. Obecni trzydziestolatkowie mogą odpalić najnowszą odsłonę "Kangurka Kao" i przypomnieć sobie z nostalgią stare czasy, kiedy byli dziećmi, ale także dać pograć swoim pociechom i powiedzieć w co grał/a "stary/a"  te 20 lat temu. Najnowszy "Kangurek Kao" ukazał się na komputery PC, na Nintendo Switch, oraz na Xboxy i PlayStation zarówno nowej jak i poprzedniej generacji. Ponadto gra ta pojawiła się w dystrybucji cyfrowej, między innymi na Steamie, PSN, Xboxie, czy też na Epic Games Store. Mam nadzieję, że niedługo wyląduje na GOG-u. Cena tej gry nie jest wysoka, jeśli chodzi o dzisiejsze standardy i waha się od około 130 do 150 złotych. Ponadto wyszła też rozszerzona Superskoczna Edycja z worko-plecakiem, naklejkami i magnesem na lodówkę kosztowała około 150-160 złotych,zaleznie od sklepu. Sam zakupiłem sobie tę grę (z własnych ciężko zarobionych pieniędzy w fabryce azbe... a nieważne) przedpremierowo w wersjach pudełkowych: na PS4 oraz Superskoczną Edycję na PC.


Tej Edycji Superskocznej nie rozpakowywuję i będzie sobie leżeć zafoliowana i czekała na lepsze czasy. Ale trzeba przyznać, że Edycja Superskoczna to coś w rodzaju kolekcjonerki, chociaż prawdziwą edycję kolekcjonerską zapowiedziano na koniec roku 2022 i ma być limitowana (chyba około 4000 sztuk). W Edycji Superskocznej oprócz pudełka z grą możemy znaleźć worko-plecak (np. na buty na zmianę do szkoły, czy strój sportowy na zmianę), magnesik na lodówkę i naklejki. A gdyby komuś było mało, to na stronie polskiego dystrybutora gry - Cenegi, można za około 17 złotych kupić sobie puzzle z tą planszą tytułową. Szkoda, że nie można kupić szlafroka z Kao, bo podobno rozdawali tym wszystkim YouPiterom i Ynfluencerom. Trudno. 



Gdyby jakiś polski gracz jeszcze jakimś cudem nie znał "Kangurka Kao", to trzeba powiedzieć, że to jest platformówka 3D z elementami zręcznościowymi. Pierwszy "Kangurek Kao", który wyszedł pod koniec 2000 roku, miał być polską odpowiedzią na te wszystkie "Crocki", "Raymany" (zwłaszcza te dwie gry), "Crashe Bandicooty", "Super Maria 64", "Spyra", "Soniki", "Banja-Kazooie" i inne platformówki 3D, które były popularne pod koniec lat dziewięćdziesiątych i na początku nowego millenium. Twórcami nowego "Kangurka Kao" są twórcy oryginału, lecz działający pod nową nazwą. Nowego "Kangurka Kao" stworzyło polskie studio Tate Multimedia, założone w 2000 roku jako X-Ray Interactive, by następnie w okolicach 2003 roku zmienić nazwę na Tate Interactive, a od kilku lat działają jako Tate Multimedia. Franczyza "Kangurka Kao" sięga 22 lata wstecz (a nawet trochę wcześniej, bo okolic 1996 roku), kiedy pod koniec 2000 roku ukazała się pierwsza odsłona serii zatytułowana po prostu "Kangurek Kao". Nie będę tutaj przedstawiać historii powstawania tej gry, ponieważ jest to materiał na osobny artykuł i sam ją przedstawiałem podczas swoich wrażeń z wersji demonstracyjnej. Bardzo ładnie Smuggler opisał okoliczności powstawania pierwszego "Kangurka Kao" w 314 numerze magazynu CD Action, a ostatnio na kanale YouTube tegoż pisma pojawił się krótki film przedstawiający historię powstania przesympatycznego żółtego torbacza. Tam Spikain przedstawił to o wiele lepiej niż ja. Można brzydko powiedzieć, że pierwszy "Kangurek Kao" powstawał w warunkach chałupniczych, gdyż pracowało nad nią czterech studentów Wyższej Szkoły Biznesu w Nowym Sączu. W pewnej chwili dołączył do nich piąty członek zespołu. Chociaż pierwowzorem "Kangurka Kao" miał być dungeon crawler w 3D z widokiem TPP. Gra ta miała być inspirowana pierwszymi "Tomb Raiderami". Gra miała mieć tytuł "Realm of Wrath", ewentualnie "Edgar" od imienia protagonisty. Mieliśmy się wcielać w rolę rycerza Edgara, który penetruje lochy. Przez prawie dwa lata zrobili jeden grywalny poziom w podziemiach katedry (czyżby twórcy byli też fanami "Diablo"?), ale niestety z braku pieniędzy, czasu i personelu porzucili projekt. Jakby tego było mało, nie stać ich było na kupno silnika gry, więc... napisali go sami od podstaw i nazwali go Elephant Engine. Stąd też pewnie widnieje słoń w logo Tate Multimedia. Niestety projekt ten trafił w okolicach 1998 roku do kosza i na podwalinach tej gry postanowili zrobić platformówkę 3D, gdyż była łatwiejsza w produkcji. Trochę szkoda, bo to mogły być pierwsze Soulsy, albo protoplaści "Dark Soulsów", gdyż twórcy "Kangurka Kao" byli hardkorowymi graczami, stąd taki wysoki poziom trudności w platformówkach z torbaczem w roli głównej, zwłaszcza w części pierwszej. 

Może zostawmy prehistorię, bo to jest temat na osobny materiał i zajmijmy się najnowszą odsłoną. Można powiedzieć, że za wydanie najnowszej odsłony "Kangurka Kao" można podziękować... Wam. Fanom gry i ich pospolitemu ruszeniu w internecie. Samo powstanie najnowszej odsłony gry sięga okolic 2018 roku, kiedy włodarze Tate Multimedia zorientowali się, że franczyza "Kangurka Kao" nie umarła, że fani nadal pamiętają o tej grze i pytają co dalej z przesympatycznym futrzakiem. Współwłaściciele Tate Multimedia widzieli, że w serwisie YouTube wciąż popularne są gameplay'e ze starych odsłon gry i ludzie chętnie je oglądają w całości i je komentują. Do tego powstała inicjatywa #bringkaoback w mediach społecznościowych, zwłaszcza na Twitterze, gdzie fani chcieli aby trylogia "Kangurka Kao" pojawiła się w wersji cyfrowej na Steamie, ewentualnie na GOG-u i żeby powstała nowa część gry. Niestety raczej było niemożliwością dostać "Kangurka Kao" w wersji pudełkowej, chyba że na serwisach aukcyjnych za chore pieniądze. Włodarze Tate Multimedia nie zostali głusi na prośby fanów i 1 czerwca 2019 roku na Steamie pojawiła się zremasterowana i przystosowana do dzisiejszych komputerów wersja "Kangurka Kao: Runda 2" z 2003 roku. Przez pierwszą dobę była ona udostępniona za darmo i według szacunków pobrano ją... około 1,5 miliona raza. Obecnie kosztuje ona śmieszne pieniądze, bo nieco ponad 8 złotych, chyba nawet 9 złotych bez jednego grosza. Jakby tego było mało, pojawiła się ona dwa tygodnie temu - 13 maja 2022 roku na... Epic Games Store. Nic się nie pochwalili. A mniej więcej półtora roku temu, na przełomie lat 2020/2021 na GOG-u pojawiła się cała trylogia "Kangurka Kao" w wersji cyfrowej, a jej cena jest porównywalna do półlitrowej butelki czterdziestoprocentowej trucizny, którą pije wielu ludzi, czyli około 24 złotych. To był bodziec, który ruszył lawinę. W drugiej połowie 2019 roku w Tate Multimedia zapadła decyzja, robimy nowego Kangurka. To też mniej więcej zbiegło się z pożarami lasów, które trawiły Australię na przełomie 2019/2020 roku i Tate Multimedia zorganizowało akcję pood hasztagiem #kao4australia, gdzie przez tydzień zbierali pieniądze na rzecz Australii ze sprzedaży "Kangurka Kao: Runda 2". Sam stworzyłem dwa fejkowe konta na Steamie, by kupić tę grę jeszcze raz, ale wpłaciłem trochę pieniążków w oficjalnych zbiórkach na rzecz odbudowy budynków i na rzecz zwierząt. Z tego co pamiętam, to Tate Multimedia chyba zebrali około 4000 dolarów, co jest bardzo dobrym wynikiem jak na takie małe studio. A trzeba przypomnieć, że ta gra na Steamie kosztuje prawie 9 złotych, a wtedy kosztowała 7 złotych z groszami. Prace nad nowym "Kangurkiem Kao" ruszyły mniej więcej na przełomie lat 2019/2020, a sami twórcy w mediach społecznościowych co jakiś czas opisywali postęp prac nad grą. Pierwotnie gra miała się ukazać w 2021 roku, ale jej premierę przesunięto. Chyba jakoś we wrześniu 2021 roku pojawił się krótki filmik przedstawiający rok premiery, gdzie widzimy Kao sprawdzającego siłę swojego ciosu na tak zwanej "gruszce" podłączonej do elektronicznego ekranu. 


Po oddaniu ciosu przez sympatycznego torbacza wyświetliła się liczba 2022 i zapadła euforia. Może nie taka jak podczas targów E3 w 2018 roku, kiedy zaprezentowano trailer remake'u "Resident Evil 2", ale czuć było euforię. To się działo, Kao wraca. W okolicach lutego 2022 roku zaprezentowano trailer gry z piosenką "Move your feet" nieistniejącego już duńskiego zespołu Junior Senior w tle. W tym samym czasie, bo od 21 do 28 lutego 2022 roku, na Steamie w ramach Steam Next Festiwal mogliśmy zagrać w demo nowego "Kangurka Kao", które zawierało etap w Mrocznym Lesie z początku gry. Niedługo potem, bo chyba na przełomie marca i kwietnia, wyskoczyła wiadomość, że "Kangurek Kao" będzie miał premierę 27 maja 2022 roku, choć pierwotnie zakładano, że to będzie lato 2022. 





Fabuła gry w najnowszym "Kangurku Kao" jest trochę naciągana, ale nie jest ona najważniejsza. Gdyby miała ona znaczenie w platformówkach, tym bardziej skierowanych dla młodszych graczy. Z resztą w starych odsłonach "Kangurka Kao" też fabuła nie była mocną stroną i nikomu to nie przeszkadzało. Żeby za bardzo nie spoilerować, gra nie jest ani remasterem, ani remakem. Ja bym powiedział, że to jest bardziej reebot całej franczyzy i znajomość fabuły oryginalnej trylogii nie jest potrzebna. Na początku okazuje się, że ojciec Kangurka Kao - Koby - tutejszy mistrz walk, opuścił jakiś czas temu ich rodzinny dom - Wyspę Hopaloo i udał się z jakąś misją walki ze złem. Jakiś czas później zniknęła też starsza siostra naszego bohatera - Kaja - która wykradła się z domu i wyruszyła na poszukiwanie ojca. Na początku gry nasz protagonista ma coś w rodzaju koszmarnego snu/wizji, w którym widzi Kaję, która ma kłopoty i sam postanawia wyruszyć jej z pomocą. Mama naszego bohatera - Marlene - z początku nie chce się zgodzić, ale w końcu odpuszcza. Towarzyszami naszego bohatera w podróży będą: miś koala Walt, tutejszy mistrz sztuk walki, oraz Pelikan Gadżet znany chociażby z części trzeciej "Tajemnicy wulkanu". Żeby odkryć tajemnice, gracz będzie musiał przemierzyć około 20 etapów w czterech światach. Trzeba przyznać, że najnowsza część franczyzy jest najbardziej rozbudowana jeśli chodzi o fabułę. Mamy tutaj więcej cut-scenek niż w poprzednich odsłonach. W pierwszej części z 2000 roku, jak dobrze pamiętam, mieliśmy tylko dwie cut scenki. Jedną na początku jako nawiązanie fabuły i drugą na samym końcu. Sam Kao jest bardziej rozmowny i ma swój charakterek, niźli to było w poprzednich grach  gdzie był taką pierdołą na posyłki. Trzeba przypomnieć, że w części pierwszej był Kao niemową i przemówił dopiero w "Rundzie 2". Tutaj Kao jest takim wyszczekanym nastolatkiem. Żeby za bardzo nie spoilerować, to w grze nie brakuje easter eggów i nawiązań do dzisiejszej popkultury. Na przykład jest scenka nawiązująca do filmu "Oni żyją" Johna Carpentera z 1988 roku, gdzie Kao wypowiada słynny cytat, że "przyszedłem skopać parę tyłków i żuć gumę... ale skończyła mi się guma". Jak pierwszy raz usłyszałem ten cytat, to parsknąłem śmiechem. Jest w tej grze sporo nawiązań do popkultury, ale nie będę psuł Wam smaczków. 





Jeśli chodzi o gameplay, to powiem brzydko, że jest to stara dobra "Runda 2" na sterydach. Tate Multimedia nie zrobiło tutaj żadnej większej rewolucji. Po prostu wyciągnęli to co najlepsze ze starszych odsłon ("Runda 2" z 2003 roku i "Tajemnica wulkanu" z roku 2005), obrali to w nową oprawę graficzną i oparli to na silniku Unreal Engine 4. Sam gameplay jest przyjemny, a sterowanie Kao jest responsywne. Nie jest tak toporne jak w części pierwszej z 2000 roku. Myślę, że poziom trudności w tej grze został dobrze wyważony. Nie jest ani za łatwo, ani za trudno. Sama walka z bossami nie jest jakaś trudna, tylko trzeba będzie poświęcić chociaż jedno życie i się nauczyć na pamięć ich zachowania. Owszem gra miejscami bywa wymagająca, ale nie są to "Dark Soulsy" i myślę, że najmłodsi powinni sobie jako tako poradzić. Jeszcze przed zagraniem w najnowszą odsłonę przeszedłem "Kangurka Kao: Rundę 2", którego za młodu nie ukończyłem, ale tym razem się udało, choć nie obyło się bez problemów i bluzgów. Grałem w steamowe wersje ty gier z podłączonym padem od PS4 i grało mi się przyjemnie. Nawet ten remaster "Kangurka Kao: Runda 2" bez problemu rozpoznaje pada od PS4 i gra się w niego o wiele lepiej niż na klawiaturze. Z resztą sami twórcy w menu głównym nowego "Kangurka Kao" rekomendują granie na padzie. Jakby to powiedzieli "Janusze": "Jak tak można. W dawnych czasach to się grało na klawiaturze i myszce, nie to co teraz. Wtedy to były czasy. Teraz nie ma czasów. Kto by pomyślał żeby grać w "Dooma" lub Quake'a" na padzie. To jest profanacja". Drogie Januszki są odnowione wersje starych "Doomów" i "Quake'a", które wyszły na PS4 i gra się na padzie cudnie, ale ciiiiicho. 🤫 Mówię to jako stary PC-ciarz, który się wychował na graniu na klawiaturze i myszce i który do 2015 roku uważał, że granie na padzie w strzelanki to profanacja. 


Do przejścia będziemy mieli kilkanaście leveli w częściowo otwartych lokacjach. Tutaj nie zmienia się względem poprzednich części. Po prostu musimy przejść z punktu A do punktu B, by zaliczyć poziom. Po drodze możemy opcjonalnie zbierać wszystkie znajdźki lub powykańczać wszystkich wrogów, ale to nie jest wymagane. W grze nie zabraknie etapów ucieczkowych dobrze znanych z "Crasha Bandicoota" z umieszczoną kamerą przed naszym bohaterem, czy też z pierwszych "Kangurków Kao", chociażby etap ucieczki przed niedźwiedziem w "Rundzie 2". Będą także etapy zjeżdżalniowe, gdzie ślizgamy się po jakiejś powierzchni (na przykład po lodowej rynnie) i musimy przeskakiwać przeszkody, czy też etapy zjeżdżalniowe po rurach, gdzie zbieramy dukaty. 


Wśród znajdziek możemy zbierać dobrze znane z poprzednich części dukaty, czyli złote monety. Służą one jako waluta, którą możemy wydać w sklepikach, w tak zwanych hubach, czyli lobby gry. Hubami były na przykład doki w "Kangurku Kao: Runda 2", czy na przykład wioska kangurów na wyspie Hopaloo w najnowszej odsłonie. W każdym hubie znajduje się sklepik, gdzie za 500 dukatów możemy dokupić sobie dodatkowe życie, które wygląda jak okrągły token z podobizną naszego protagonisty. Możemy też sobie token serduszko z ćwiartką życia za 500 dukatów. Ponadto te tokeny w kształcie serduszek możemy znajdować skrzętnie poukrywane w lokacjach. Jak zbierzemy cztery kawałki serduszka, to wtedy na stałe zwiększa się nasze zdrowie o jedno serduszko. Grę rozpoczynamy z trzema serduszkami, a maksymalnie można mieć ich dziesięć. Ponadto też mamy szafkę z garderobą, gdzie możemy zmieniać skórki naszego protagonisty. Jakby ktoś tęsknił za starym wyglądem Kao, to można sobie odblokować za 500 dukatów klasycznego Kao z "Rundy 2", kiedy pokonamy pierwszego bossa. Czy też strój z "Kangurek Kao: Tajemnica wulkanu" a'la Indiana Jones. 


 W sumie dukaty są potrzebne tylko do tego. W lokacjach znajdziemy dobrze znane skrzynie ze skarbami, pudełka i wazony, z których możemy wyciągać dukaty. Ale musimy uważać, bo też mamy tutaj poukrywane ładunki wybuchowe dobrze znane z "Rundy 2", które mogą nas zranić. W najnowszym "Kangurku Kao" nie uraczymy znajomych żółtych gwiazdek z "Rundy 2", które w zebranej ilości co 50 sztuk podnosiły umiejętności Kao na stałe. W najnowszym "Kangurku Kao" fioletowe kryształy zastąpiono błękitnymi, które kompletnie nic nie dają. Gdyby chociaż dało się je sprzedać w sklepiku i zamienić na dukaty. Przynajmniej w "Rundzie 2" fioletowe kryształy otwierały bonusowe lokacje z przeróżnymi minigierkami. Ponadto też możemy zbierać serduszka do energii naszego bohatera, które wyskakują losowo z pokonanych wrogów, ze skrzyń ze skarbami, czy z dzwonków checkpointów. 


Oprócz tego jako znajdźki mamy bardzo dobrze poukrywane litery imienia naszego bohatera - K A i O, zupełnie jak w "Donkey Kong Country". Zbieranie ich jest opcjonalne i nie daje żadnych bonusów, chyba że ktoś chce splatynować grę, to musi znaleźć wszystkie. Ale najważniejsze są fioletowe runy, których zebrana odpowiednia ilość odblokowywuje nam przejścia do nowych leveli, które są chronione fioletowym polem siłowym. W grze też znajdujemy zwoje, które zawierają informacje, które są odblokowywane w tak zwanej Kaopedii. 


Możemy do niej wejść wychodząc do menu postaci. Kaopedia jest podzielona na 3 grupy. W pierwszej mamy profile wszystkich NPC oraz wrogów, następnie mamy wszystkie skarby i znajdźki, a na końcu mamy spis kombinacji naszych ruchów. Zebrane dukaty w przeciwieństwie do "Kangurka Kao: Rundy 2" nie znikają na zawsze, a ulegają respawnowi. Kiedy ukończymy jakiś etap i wrócimy do huba, to zebrane wcześniej dukaty znowu tu są. Ale już zebrane runy, zwoje, czy też tokeny z życiem już nie ulegają respawnowi. Chociaż nie, wróć. Te okrągłe tokeny z dodatkowym życiem ulegają respawnowi. To nie jest głupi pomysł, bo gra na początku gra może wydawać się wymagająca i sugeruje graczowi żeby troszeczkę podgrindować (czyli przejść kilkukrotnie ukończony już level). To nie jest głupi pomysł, bo można zdobyć sporo monet, ale nie wszyscy gracze lubią grindowanie. 

Zakres ruchów naszego bohatera w zasadzie nie zmienił się od części drugiej. Oprócz zwykłego biegania dodano oczywiście skok, ale także podwójny skok pozwalający na dostanie się na dalsze platformy. Mamy też turlanie się po podłodze, atak powierzchniowy na tak zwaną "bombę", czy też atak ogonem z powietrza. Nie zapomniano też o wydłużającej się szyi Kao, kiedy wpadniemy do płytkiej wody. Ponadto też wrócił ficzer z podwieszaniem się za... uszy. Po prostu stajemy pod jakąś pajeczyną czy małpim gajem utkanym z lin, oddajemy podwójny skok i się łapiemy automatycznie uszami. Dodano też tutaj ficzer z... rozciągającą się szyją (tego chyba w dwójce i trójce nie było). Po prostu jak wisimy na uszach, wciskamy przycisk odpowiedzialny za skok i szyja Kao się wydłuża. Pomaga to w zbieraniu dukatów, które są umieszczone niżej pod małpim gajem. W grze doszedł tak zwany finiszer, czyli potężny atak obszarowy w ziemię, który wywołuje falę uderzeniową. Podczas walki z przeciwnikami w lewym górnym rogu ekranu tuż pod naszymi serduszkami ładuje nam się pasek potężnego finiszera i jak załaduje nam się do pełna, to możemy go użyć. Będzie on pomocny przy większej ilości przeciwników, bądź przy większych i silniejszych dryblasach. Bowiem walka tutaj przypomina serial "Strażnik Teksasu" z Chuckiem Norrisem, albo gry z Batmanem z serii "Arkham Asylum", gdzie mamy pierdyliard przeciwników na swej drodze. Walki z bossami nie są jakoś super trudne, jak na przykład w "Rundzie 2", ale trzeba będzie się natrudzić, by zdobyć osiągnięcie z pokonaniem bossa na flawless victory. Nie jest to łatwe, ale w końcu udało mi się to zrobić. Najlepiej jest to zrobić z pierwszym bossem. 


Nowymi elementami w grze są tak zwane Wieczny Świat i Wieczne Rękawice. Jak się okazuje, nasze rękawice to potężny artefakt i... są żywymi istotami, potrafiącymi się porozumiewać z naszym protagonistą i... mającymi swój charakterek. Ponadto w grze możemy ładować rękawice trzema żywiołami. Ładunki ognia służą do usuwania przeszkód terenowych takich jak pajęczyny lub drewniane belki blokujące drzwi, czy też kostki lodu. Ładunek lodu pozwala nam na zamrażanie wody, która nam torowała przejście, a ładunek wiatru pozwala nam przyciągać platformy. Oprócz tego w lokacjach mamy też fioletowe kryształy odblokowywujące poukrywane platformy należące do Wiecznego Świata i pokrywające się z naszym wymiarem. Żeby odblokować ukrytą platformę musimy uderzyć w taki kryształ, bądź rzucić w niego bumerangiem. A właśnie. Kao będzie też mógł rzucać bumerangami jak w części drugiej.


Ponadto w etapach gry dodano tak zwane Wieczne Studnie. Są to etapy bonusowe ulokowane we Wiecznym Świecie. Są dwa ich rodzaje. Pierwszy to walka z respawnującymi się przeciwnikami, a drugi to tor przeszkód gdzie musimy przejść z punktu A do punktu B. Po drodze zbieramy znajdźki takie jak dukaty czy diamenty, ale musimy uważać na liczne pułapki by nie zginąć. Wszystkie zadania we Wiecznych Studniach są na czas, po prostu gra zlicza ile zajęło nam przejście danego etapu. Na szczęście mamy nieograniczony czas, więc nie musimy się spieszyć. Jeśli stracimy życie we Wiecznej Studni, to gra nam go nie odbiera w normalnym świecie i za to ogromny plus. Ponadto jak ukończymy zadanie z Wieczną Studnią, to w każdym z hubów pojawia się portal do Wiecznej Studni i możemy do niej wejść nieograniczoną liczbę razy. Dzięki temu możemy na przykład podgrindować liczbę dukatów. 


Oprawy graficznej nie będę opisywać, bo jestem w tej kwestii dyletantką i nie znam się. Graficznie gra ta jest opleciona w przyjemną, kreskówkową, cukierkową grafikę 3D, która pewnie nie wszystkim przypadnie do gustu. Nie powiem, ale ten nowy Kao to przystojniak. Grafika otoczenia w tej grze przedstawia się bardzo dobrze. Jest ślicznie i kolorowo. Myślę, że Tate Multimedia nie powinno się wstydzić na tle gier od konkurentów, tym bardziej, że nie dysponowali oni takim budżetem jak twórcy "Crasha Bandicoota" (o ironio) Microsoft, czy twórcy "Ratcheta i Clanka". To jeszcze nie ta liga, ale i tak jest bardzo dobrze. Z resztą odpalcie sobie pierwszy lepszy gameplay na YouTube i wyróbcie sobie zdanie o grafice w nowym Kao. Pod względem dźwięków nie zabrakło starych, dobrych i znajomych dźwięków. Choćby znanego dźwięku zbieranych dukatów, które już były w pierwszym "Kangurku Kao" z 2000 roku, czy też charakterystycznego dźwięku checkpointu (dzwonka), który mogliśmy usłyszeć choćby w "Kangurku Kao: Runda 2" z 2003 roku. Ale później dźwięk ten się zmienia. Muzyczka przygrywająca w grze jest łatwa i przyjemna dla ucha i na pewno jest lepsza od tej z "Rundy 2", chociaż do soundtracku z Bobrowego Lasu i Wyspy Pelikanów mam sentyment. Tylko niestety czasem bywa tak, że muzyczka w najnowszym Kao czasami cichnie na jakiś czas i nie ma nic. Słychać tylko tuptanie nogami Kao. Pewnie programiści zrobili jakiś błąd przy ustawieniu zapetlenia muzyki lub delay'u. Pewnie ustawili niechcący za dużą wartość, ale myślę że można to szybko naprawić. Myślę, że za jakiś czas będzie można się spodziewać jakiegoś patcha. 


Niestety chyba największą bolączką tej gry są bugi i glitche. Ale na szczęście nie są one jakieś poważne, żeby uniemożliwiały one rozgrywkę. Mnie na przykład bardzo irytowała praca kamery w zamkniętych pomieszczeniach, ale to nie są jakieś wielkie rzeczy. Raz gdzieś mi się zdarzyło zaklinować w meblościance w jednej z chat we wiosce Kangurów. Czy też skacząc na "bombę" na skrzynię z dukatami... wystrzeliło mnie w kosmos niczym Gigant w "Skyrimie". Na szczęście było to w pierwszej Wiecznej Studni, gdzie przy wejściu mamy autosave, a nie gdzieś w połowie zwykłego etapu. Ale nigdy nie wpadłem pod mapę, czy też nie przeszedłem przez niewidzialną ścianę i nie wpadłem do limbo gry (oprócz tej skrzyni). Gra ani razu mi się nie zawiesiła, ani razu się nie scrashowała i nie wywaliła do systemu. Myślę, że ta gra wyszła troszeczkę za wcześnie i zabrakło ostatnich szlifów. Myślę, że gdyby Tate Multimedia zdecydowało się wydać tę grę w pierwotnie zakładanym terminie, czyli latem 2022, to może by się dało trochę doszlifować ten tytuł. Niestety grze się dostało w recenzjach w wielu polskich portalach gamingowych, moim zdaniem niesłusznie. Odnoszę wrażenie, że "recenzenci" spodziewali się przynajmniej drugiego "Ratcheta & Clanka". Na szczęście opinie zwykłych graczy są w większości pozytywne, na przykład w recenzjach na Steamie. Na przykład na Metacritic gra nie ma wielu ocen, ale oscylują one w okolicach 70%. Owszem nie jest to idealny tytuł i ma swoje problemy, ale są to jakieś rażące błędy. Grałem w tę grę na PC i na PS4 i nie miałem ani jednego zawieszenia czy ani jednego crashu. Gra działa płynnie, choć miałem mały spadek klatek podczas nagrywania gameplay'ów na PC potrzebnych do recenzji. Jedyne do czego mogę się przyczepić to cut scenki i troszkę drewniane animacje, ale wiadomo Tate Multimedia nie jest dużym studiem i nie mają góry pieniędzy jak giganci w branży. Czasami zawodzi lip sync, czyli synchronizacja ruchu warg bohaterów i podłożonych głosów. Ale ogólnie nie ma tragedii. W grze zdarzyły się drobne błędy, choćby gdzie nazwa aktualnego questu nosiła nazwę "nazwa questu", ale być może programista mógł postawić zły znaczek ASCII i to się posypało, albo zapomniał wpisać nazwy. Ale takie coś można szybko spatchować. Choć czytałem opinie, że niektórym ludziom nie działał system autosave'ów (zwłaszcza na Nintendo Switch, ale podobno na PC też się niektórym zdarzały) i musieli powtarzać część rozgrywki od nowa. U mnie na szczęście nic takiego nie miało miejsca.


Przejdźmy do podsumowania, aby ta moja "recenzja" nie była zbyt długa. Składając preordery na nowego "Kangurka Kao" w wersjach na PS4 oraz w Superskocznej Edycji na PC, nie miałem jakiś wygórowanych wymagań co do tej gry. Nie sądziłem, że to będzie nowy "Ratchet and Clank", czy "Crash Bandicoot 4", ale dobra solidna platformówka 3D z przystępnym gameplay'em i to dostałem. Ogrywając kilkukrotnie w lutym 2022 roku wersję demonstracyjną udostępnioną na Steamie, wiedziałem, że to będzie przynajmniej dobra gra. Przy ogrywaniu wersji demonstracyjnej wiedziałem, że nie będzie to nic odkrywczego ani rewolucyjnego. Że to będzie to "Runda 2" czy "Tajemnica Wulkanu" ubrana w nową szatę graficzną i śmigającą na Unreal Engine 4. Mówiąc brzydko, że to będą stare Kangurki, ale na sterydach i to dostałem. Grając w nowego Kangurka Kao bardzo dobrze się bawiłem. Oczywiście nie obyło się bez mniejszych glitchy i baboli, które na szczęście nie zniszczyły rozgrywki. Jak dla mnie to dobra, solidna platformówka 3D, skierowana głównie do najmłodszych. Myślę, że zarówno dzieci powinny być zadowolone, jak i ich rodzice, którzy będą mieli pretekst by pokazać pociechom grę o idolu z ich dzieciństwa. Myślę, że można tę grę spokojnie polecić w ciemno wszystkim fanom gier platformowych 3D, a zwłaszcza fanom "Kangurka Kao". Mam nadzieję, że Tate Multimedia się nie zrazi "recenzjami" wszystkich "wielkich" portali gamingowych i pójdzie za ciosem i za jakiś czas będziemy mogli zagrać w sequel tej gry, bo to jest niewykluczone. Myślę, że Tate Multimedia nie musi się niczego wstydzić. Dzięki łatwiejszemu dostępowi do gier i dystrybucji cyfrowej, o tej grze wielu ludzi dowiedziało się za granicą, że w ogóle istnienie ktoś taki jak Kangurek Kao. Chociaż te 17-18 lat temu nie był on postacią anonimową i część graczy za granicami Polski poznało te gry, ale nie miały one takiej siły przebicia jak np "Super Mario 64", "Crash Bandicoot", czy Raymany 2 i 3. Teraz "Kangurek Kao" może trafić do szerszego grona odbiorców. Cieszę się, że zagraniczne portale internetowe i YouTuberzy potrafią docenić tę grę, wymienić zarówno wady i zalety tej gry i ocenić ją sprawiedliwie, a nie tak jak niektóre polskie portale. Jak dla mnie to jest gra dobra z potencjałem na bardzo dobrą. Myślę, że mógłbym dać tej grze spokojnie ocenę 7+ może 8/10. Gdyby nie te glitche, to pewnie bym dała nawet i 9/10. Gdybym nie miał sentymentu do "Kangurka Kao" i nie grał w niego w młodości, to pewnie bym dał ocenę 6+ może 7/10. 

Moja ocena: 7+ może 8/10. 

Popularne posty z tego bloga

Przeczytane: „451° Fahrenheita” - Ray Bradbury (1953, 2018) - Wydawnictwo Mag

Cursed Tomb (2023) [Commodore 64] - Protovision

Lester (2023) gra Commodore 64 - Knifegrinder